wtorek, 13 sierpnia 2019

Schyłek lata

No i znowu miesiąc minął nie wiadomo kiedy... Za trzy tygodnie początek roku, jeszcze czekają nas wakacje w drugiej połowie sierpnia, ale już mam poczucie, że nie wykorzystałam tego letniego okresu tak, jak chciałam. Rzadko bywaliśmy na działce, a sądziłam, że będziemy tam spędzać całe tygodnie. Ciągle jednak coś się nie składało, nie było okazji, jakieś zobowiązania towarzyskie, odwiedziny itp. Może trochę paradoksalnie, ale mimo natłoku tych towarzyskich powinności, mam wrażenie, że relacje w naszej starej ekipie się poluzowały. Rok, dwa lata temu, ciągle nas ktoś odwiedzał na działce, bliżsi i dalsi znajomi, w tym roku zaledwie raz czy dwa razy wpadli starzy kumple i to z osobna. Nie było atmosfery takiej przyjacielskiej bliskości, wręcz przeciwnie - mam wrażenie, że gdzieś tam narastają jakieś podziały między nami, jakieś mury się budują. Być może to ja jestem ich architektem, bo staję się coraz bardziej krytyczna wobec znajomych i przyjaciół. Czasem nawet poddaję w wątpliwość czy to są w ogóle przyjaciele. Niektóre ze znajomości zaczynam postrzegać jako w istocie powierzchowne, toczące się jakby przez zasiedzenie lecz coraz mniej emocjonalnie wartościowe.  

Może pora zwrócić się bardziej do wnętrza, do siebie, do rodziny. Byliśmy na festiwalu Audioriver, bawiłam się z Mężem absolutnie fantastycznie. Mimo, że pojechaliśmy ze znajomymi, to jednak czas spędzaliśmy głównie we własnym towarzystwie. Było genialnie, najlepiej. Może to z tego, z tych 13 lat razem powinnam teraz czerpać... Co ciekawe, przełom w relacji z Mężem (może przełom to za duże słowo, bardziej pasuje pozytywne przesilenie), zbiegł się z pierwszą odkąd go poznałam sytuacją, że zrobił na mnie wrażenie mężczyzna (inny niż Mąż, rzecz jasna ;). Do tej pory, przez wszystkie te lata nigdy nikt nie wzbudził we mnie ekscytacji, a niedawno coś takiego przeżyłam. Oczywiście czysto platonicznie :) ale miło było odkryć, że TO nadal we mnie jest.

Lato jeszcze trwa, a ja już żałuję, że za chwilę się skończy. Towarzyszy mi dojmujące poczucie schyłkowości i frustracja, że nie umiem tego spowolnić. Może mam za duże oczekiwania, w zbyt wielu miejscach chcę być, a dodatkowo jeszcze praca. Ta cholerna praca.
Zaczynam zastanawiać się czy nie powinnyśmy zatrudnić aplikanta. Jestem skłonna oddać część swoich zarobków by kupić więcej czasu dla siebie. Znów zaczynam się czuć jak wtłoczona w kierat. To poczucie wolności, które towarzyszyło mi przez pierwsze pół roku działania naszej kancelarii, kiedy zleceń nie było dużo, zaczyna umykać, a ja bardzo chcę je zatrzymać.