poniedziałek, 23 grudnia 2013

Przedświątecznie :)

Trochę tracę kontakt z moim blogiem, bo nie mam czasu na pisanie. Ale wkrótce się to zmieni! Tak przynajmniej podejrzewam.

Natomiast do rzeczy!

Jak pewnie pamiętacie, od stycznia idę "na swoje". Wszystko jest w kompletnym proszku, nie mam strony, nie mam maila, w biurze jeden pokój do pomalowania stoi odłogiem, wszędzie zalegają jakieś gówniane meble do niczego mi niepotrzebne i naprawdę nie wygląda tam, jakby od stycznia miało się to stać mym nowym miejscem pracy. W aktualnej pracy, mniej więcej od drugiej dekady grudnia zaczęłam odczuwać dosyć silne rozluźnienie atmosfery, pracy jakoś mniej i stresu też mniej, a więcej spokoju.

Co więcej, moi szefowie nagle zaczęli wysyłać mi wyraźne sygnały, że szkoda iż tak to się potoczyło. Jeden z nich kilkukrotnie pytał mnie czy nie zmieniłam decyzji i czy jestem pewna, że nie powinnam tu jednak zostać. I że jeżeli czuję się zbyt obciążona pracą mogłam zatrudnić sobie ludzi, którzy by za mnie wszystko robili, a ja bym nimi tylko zarządzała. W trakcie służbowej Wigilii miałam wręcz wrażenie, że chyba zostałam pracownikiem roku nic o tym nie wiedząc. Sądziłam, że się nie nadaję, że jestem beznadziejna, a okazało się, że jestem zajebista i po prostu wymiatam! Oczywiście tak naprawdę wcale tak nie jest. To znaczy pewnie rzeczywiście zastosowałam wobec siebie zbyt surową miarę, ale to co mówił szef, że najlepiej sobie radzę z zarządzaniem zespołem i że zrobiłam furorę wśród klientów, zostało powiedziane chyba z nadmierną ekscytacją i niezbyt obiektywnym oglądem sytuacji. Tak czy inaczej, wszyscy zapowiedzieli się, że czekają na parapetówkę w moim nowym biurze.

Nie wiem co o tym myśleć, dziwnie się czuję. Tak jakbym naprawdę była członkiem tego zespołu, chociaż przez cały okres mojego funkcjonowania tutaj ani przez chwilę nie miałam takiego wrażenia.

W domu atmosfera choinkowo-świąteczna. Mysia przez całą sobotę produkowała kilometry łańcucha, który wczoraj przepięknie przyozdobił nasze drzewko. Pupu co chwilę załamywał się kompletnie, nie mogąc dostać do łapek bombek. Teraz zastanawiamy się jak zabezpieczyć choinkę przed jego eksploracją. Chłopczyś nadal nie chodzi samodzielnie, a ma już prawie półtora roku. Dzisiaj był u neurologa, ale lekarz nie stwierdził niczego niepokojącego. Ot, po prostu ma stracha więc jest ostrożny. Natomiast wspinanie się na wszystko wychodzi mu świetnie, chociaż ryzyko upadku jest w mojej ocenie daleko większe niż przy chodzeniu na nóżkach.

Ja siedzę w pracy, ale jak widzicie, zamiast pracować piszę :). Mam jednak jeszcze sporo do zrobienia, a dziś wychodzę wcześniej, bo muszę zorganizować karpia, kilka prezentów i parę innych rzeczy. Dlatego kończę już życząc Wam z całego serca WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Grudniowo...

Już grudzień, ech jak ten czas szybko leci! Od stycznia mam ruszyć z moją nową firmą, a jestem w lesie kompletnym. Trzeba pomalować jeden pokój w naszym lokalu, zorganizować meble (w tym część kupić), od dwóch tygodni mam napisać teksty na stronę www i zupełnie nie mam na to wszystko czasu. Myszkin ma urodziny w sobotę, więc muszę mu kupić prezent, w tym samym dniu jest kiermasz w p-kolu, zapisałam się na sprzątanie po kiermaszu, więc naprawdę nie wiem kiedy mam się zająć przyszłą robotą. Do sporządzenia biznesplanu nawet jeszcze nie usiadłam, a moja Mama, która udostępnia mi lokal, zażyczyła sobie takiego poglądowego biznesplanu.

Straszne to jest, że w tym codziennym pędzie naprawdę nie mam kiedy zająć się jakimikolwiek dodatkowymi sprawami. Czuję się jak chomik w takim kółeczku, w którym cały czas się kręci. Dodatkowo grudzień napawa mnie lękiem z finansowego punktu widzenia - spłata trzeciej raty zaległości w podatku vat, prezent na Myszkina 40 (40 to w końcu nie w kij dmuchał!) i prezenty dla kilku innych bliskich osób, które w grudniu obchodzą urodziny, no i Gwiazdka! Do obdarowania 10 osób. Później Sylwester, który my organizujemy. Jak to ogarnąć? Co roku robimy sobie listę prezentów, o których marzymy. Obdarowujący ma wówczas ułatwioną sytuację, bo ma z czego wybierać i nie musi kupować na siłę. Z powodu nienajłatwiejszej sytuacji finansowej, zainspirowana również artykułem, który przeczytałam w "Twoim Stylu", zaproponowałam naszej rodzinnej "paczce" by może w gronie dorosłych nie kupować każdy każdemu, tylko zrobić losowanie. Propozycja nie spotkała się z pozytywnym odzewem, a od szwagierki przeczytałam (bo to było mailem), że w gwiazdkowych prezentach chodzi o gest i pamięć, ale jeżeli chcę to oczywiście mogę wywalić wszystkie oszczędności na prezent dla jednej osoby bo przecież nikt się nie obrazi, nie będziemy się wszak rozliczać. Zrobiło mi się tak przykro, że aż łzy stanęły mi w oczach (chociaż byłam w pracy). Przecież zupełnie nie o to mi chodziło! Wiadomo jednak, że jeżeli na prezentowych listach wpisywane są konkretne podarki, to głupio kupować drobiazgi (jako wyraz tej świątecznej pamięci) za przysłowiowe 5 złotych. Była to luźna propozycja, a zostałam odebrana jak jakaś skąpa suka bez serca.

Chciałam też napisać o tym, że ostatnio męczyło mnie silne przeświadczenie, że jestem złą matką. W sensie, że moje własne dzieciaki momentami (ostatnio coraz częściej) okropnie mnie wkurzają i naprawdę marze o tym, żeby chociaż na weekend się ich pozbyć. Odkąd urodził się Mały (czyli 17 miesięcy temu) nie było takiej sytuacji żebym nie miała pod opieką dzieci lub jednego z nich. Jestem spragniona samotności.