czwartek, 5 marca 2015

I nagły zwrot akcji...

Jutro miałam być ostatni dzień w pracy. W poniedziałek zostało wszystko dogadane, pierwotna wersja była taka, że mam się rozliczyć ze swoich spraw i sprzętu i więcej nie przychodzić, ale ostatecznie ustaliliśmy, że lepiej będzie zrobić to na spokojniej, przez kilka dni. Wspólnicy zarządzający źle znieśli fakt, że nie przyjęłam ich oferty. Akurat w poniedziałek mieliśmy tu jakieś sesje zdjęciowe itp. no i obydwoje byli na miejscu. W ciągu dnia trochę emocje opadły, zaczęły się kolejne rozmowy. Jeden ze wspólników zaczął indagować mnie co właściwie zyskam, skoro w aktualnej pracy odpadły wszystkie niedogodności, które dotychczas się z nią wiązały. Była to prawda, ale obiecałam już w nowej pracy, że 9 marca przyjdę. Wspólnik zaczął mi tłumaczyć, że odchodzę w najgorszym momencie, bo pokazałam się od najlepszej strony i może być tylko lepiej, więc moja decyzja jest całkowicie nieracjonalna. Klarował, że to, że zobowiązałam się już wobec kogo innego nie powinno mnie powstrzymywać przed wyborem lepszej oferty. "To jest biznes, póki drzwi się za tobą nie zamkną, możemy negocjować. Dyskomfort związany ze złamaną obietnicą potrwa kilka dni, potencjalny dyskomfort, który poczujesz, gdy się okaże, że zamieniłaś siekierkę na kijek będzie trwał znacznie dłużej." Po czym oprócz tego, co już mi wcześniej zaproponowano (podwyżka, gwarancja braku wyjazdów, elastyczny czas pracy, w tym możliwość pracy w domu przez 2 dni w tygodniu) zaoferował mi dodatkowo nowe warunki, których odrzucenie byłoby kompletnym szaleństwem, ale z mocą obowiązującą od 2 stycznia 2016 - jeśli nic się nie zmieni.

Zamurowało mnie, bo się nie spodziewałam. Zadzwoniłam do męża, żeby zapytać co on na to, zaakceptował, więc... zgodziłam się.

Gdy dzwoniłam do dziewczyny, z którą negocjowałam w tej drugiej pracy, myślałam, że się pod ziemię zapadnę ze wstydu. Było mi koszmarnie głupio, ale w tej sytuacji musiałam myśleć jednak przede wszystkim o dobrostanie moim i mojej rodziny, a to, co mogłam uzyskać tam, jednak mocno zbladło w porównaniu do nieoczekiwanej oferty aktualnego pracodawcy. Nadal czuję niesmak związany z tą całą sytuacją, mam jednak nadzieję, że ostatecznie okaże się, iż podjęłam dobrą decyzję.

niedziela, 1 marca 2015

Klamka zapadla

W piatek powiedzialam wspolnikom jak sie sprawy maja i rozpetala sie prawdziwa burza. Zapewniono mnie o tym, ze nie bede juz wiecej musiala nigdzie jezdzic, zaproponowano niewielka, ale jednak, podwyzke i poproszono bym przemyslala sprawe i jednak zostala. Uslyszalam naprawde wiele cieplych slow pod swoim adresem i obietnice stworzenia mi maksymalnie komfortowych warunkow pracy, wiec znow popadlam w stan wahania i powaznego dylematu. Jednak po rozwazeniu wszystkich za i przeciw, podjelam decyzje, ze musze odejsc i sprobowac wybic sie ponad status szeregowego prawnika, na co w nowej pracy bede miala szanse. Napisalam maila w tej sprawie do wspolnikow i od dziewczyn otrzymalam wyrazy zrozumienia. Bede odchodzic z naprawde ciezkim sercem. Poza wyjazdami naprawde dobrze mi sie wspolpracowalo z ludzmi, nie moglam narzekac na atmosfere. W przeciwienstwie do opuszczania poprzedniej pracy, co wiazalo sie z radosnym oczekiwaniem, teraz patrze w przyszlosc z obawa i niepewnoscia, a w najglebszej glebi serca mam nadzieje, ze gdyby powinela mi sie noga, to bede miala dokad wracac.