czwartek, 26 września 2013

Czy ktoś wie na czym polega terapia małżeńska? Bo my się wkrótce wybieramy na pierwsze spotkanie i zastanawiam się jak to może wyglądać i czego mam się spodziewać...

Chłopcuś póki co nie miewa żadnych niepokojących objawów, no może poza tym, że jest strasznym nerwusem. Ostatnio zafascynowało go mycie zębów i dostaje dzikiego szału gdy próbuje się mu odebrać szczoteczkę. Te jego napady wściekłości są naprawdę męczące. O byle błahostkę robi taką aferę, że można oszaleć, drze się jak opętany. Nie cierpię tego. Ale gdy wszystko mu pasuje to jest naprawdę super. Coraz fajniej bawią się razem z Mysią, która jest bardzo zaangażowana w zapewnianie Chłopcuszkowi licznych rozrywek. 1 października idziemy na EEG. To będzie wyzwanie, bo na badaniu dziecko musi spać, w związku z tym od samego ranka, do 16 nie może Chłopcu zasnąć. I w samochodzie też! Trzeba będzie go jakoś cały czas poszturchiwać, żeby się nie zdrzemnął, bo jak nie zaśnie na badaniu, to nici z tej całej zabawy.

poniedziałek, 16 września 2013

Dostaliśmy skierowanie na EEG, ale tylko w celu ostatecznego wykluczenia padaczki. Lekarz powiedział, że przy padaczce objawy "wyłączenia" występują od kilkunastu do kilkudziesięciu razy dziennie, a u nas to się dzieje sporadycznie. Powiedział, że to może być od ząbkowania, że niektóre dzieci tak reagują na zmiany, które zachodzą w ich buziach ;), ale jako lekarz nie ma na tyle odwagi, żeby zalecić nicnierobienie i dla pewności mamy wykonać EEG. Wygląda więc na to, że na szczęście tym razem moje obawy były wyolbrzymione ;))
Tak strasznie się boję o synka... Dzisiaj idziemy do neurologa, rano byliśmy u pediatry, która, gdy powiedziałam jej o wznoszeniu oczy w górę i sprawianiu wrażenia nieobecnego od razu kazała iść do neurologa, a jeśli termin będzie odległy, na diagnostykę do szpitala. Czytałam jeszcze o różnych postaciach padaczki (wiem, że nie powinnam, ale to silniejsze ode mnie) i jestem przerażona, bo częściowo objawy pokrywają się z objawami tzw. zespołu Westa, który jest poważnym schorzeniem. Chłopcu w chwilach zdenerwowania (a może to nie były chwile zdenerwowania tylko właśnie ataki zgięciowe?) potrafi siedzieć na podłodze i zginać się w pół łącznie z uderzaniem głową w podłogę. Sądziłam, że tak wyładowuje złość. Do tego ten jego nieco spóźniony rozwój ruchowy...teraz ma 14,5 miesiąca i nie ma mowy o samodzielnym chodzeniu. Podejmuje nieśmiałe próby stawania na nogi bez podparcia, chodzi przy meblach i trzymany za obydwie rączki, ale widać, że jak idzie trzymany za rączki to nóżki ma jeszcze nieco bezwładne. Co do rozwoju psychicznego, to trudno powiedzieć, ale specjalnego szału nie ma. Podejmuje próby wymawiania różnych wyrazów, jednak najczęściej wychodzi mu "tata" na wszystko. Mówi też "mama", "bapa" i "lala", a oprócz tego "bababa", "dadada" itp. Robi "papa", "brawo", pokazuje jaki jest duży, jak robi piesek, kotek, rybka i konik, pokazuje gdzie ktoś ma nosek (z oczkiem i buzią jest trochę gorzej). Generalnie mam wrażenie, że w porównaniu do Mysi jest mniej kumaty, nie nazywa mnie "mamą", a tatę "tatą". Wypowiada te słowa, ale mam wrażenie, że nieświadomie. Gdy byliśmy na wakacjach, był tam chłopiec dokładne w tym samym wieku i był dużo sprytniejszy niż nasz i pod względem ruchowym i komunikacyjnym. Nasz Chłopcu sprawiał wrażenie jeszcze takiego dzidziusia, a tamten chłopiec już był rezolutnym dzieciakiem. Za to nasz radzi sobie bardzo dobrze z układankami, sorterami itp. Mysia nie umiała się tym bawić bardzo długo, a Pupu rozkminia takie sprzęty dosyć sprawnie.

Jak zaczęłam sobie czytać o padaczce i różnych jej postaciach to te wszystkie sprawy, które zawsze troszkę mnie niepokoiły, ale uspokajałam się, że chłopcy inaczej się rozwijają, że nasz miał ciężki start i musiał długo nadrabiać itd. i że ogólnie jest typem nerwusa, zaczęły układać się w obraz tej właśnie choroby. Nie spodziewam się, że lekarz mi już dzisiaj powie czy Mały jest zdrowy, czy nie. Pewnie skieruje nas na badanie EEG. Ciekawe czy można je zrobić w szpitalu, od ręki, czy trzeba czekać nie wiadomo jak długo. A jeżeli się okaże, że nasz synek ma zespół Westa??

czwartek, 12 września 2013

Co jest z Chłopcem?

Jakby mało było stresów związanych ze sferą zawodową, doszło jeszcze poważne zmartwienie o Chłopcuszka. Mniej więcej miesiąc temu zauważyłam, że zdarza się, iż Mały dziwnie przewraca oczami. Po raz pierwszy zobaczyłam to w czasie kąpieli i przestraszyłam się nie na żarty. Wyglądało to jakby miał stracić przytomność. Gałki oczne skierował ku górze i trochę mrugał powiekami. Trudno powiedzieć czy kontaktował, czy nie, ale wyglądało to jakby miał lekki odjazd, nie reagował jak do niego mówiłam. Trwało to  kilka sekund i zaraz bawił się dalej, by po chwili znowu tak zrobić. Powtórzyło się to w ciągu tej jednej sytuacji 3 czy 4 razy. Później jeszcze jeden raz byłam świadkiem podobnej sytuacji. Niania również zgłaszała, że zauważyła takie dziwne zachowanie, a ostatnio także moja mama, która potwierdziła, że wygląda to bardzo niepokojąco i że ona jeszcze nigdy czegoś takiego nie zaobserwowała u dziecka. Wcześniej trochę to bagatelizowałam, pod wpływem Myszkina, który zarzucił mi doszukiwanie się chorób i argumentował, że Mysia też robiła dziwne rzeczy i wszystko było ok, że Mały po prostu chce coś zobaczyć albo naśladuje zachowania dorosłych. Ale jak zaczęłam czytać w necie na ten temat to okazało się, że podobne objawy daje padaczka.  Do tego połączyłam sobie to wywracanie oczami z tym, że Mały niekiedy, zwłaszcza w chwilach silnego zdenerwowania, siedząc zaczyna zginać się wpół i uderzać głową w podłogę, co też wydawało mi się dziwaczne i budzące niepokój. No i okropnie się zdenerwowałam. W poniedziałek idziemy do lekarza, neurologa znaczy, ja ciągle szukam jakichś informacji na temat podobnych objawów i ciągle przewija się ta cholerna padaczka. Zobaczymy co powie neurolog, podejrzewam, że skieruje na na badanie EEG. Nie wiem co to będzie jeśli okaże się, że Chłopcu coś grozi. Jak tylko sobie o tym pomyślę, nie mogę powstrzymać łez, a wszak siedzę w pracy!

Z przyjemniejszych historii  - byłam na grillu w mojej starej pracy, wreszcie się odbył i mnie zaprosili :) Było super, impreza trwała do 2.30, tańczyliśmy, śpiewaliśmy, dostałam na pożegnanie srebrną bransoletkę z Pandory i się troszkę wzruszyłam. Myślałam, że kwestia mojego pożegnania już dawno przebrzmiała, a tu jednak nie. To naprawdę strasznie miłe. W ogóle czułam się tam świetnie, jakbym po jakiejś stuletniej tułaczce wreszcie wróciła do domu. Ale to było tylko takie wrażenie, bo przecież...już mnie tam nie ma :( Wiem, że to głupio brzmi - narzekałam, narzekałam,  odeszłam i teraz znów narzekam i na dodatek tęsknię. Zdaję sobie sprawę, że nie było tam dla mnie pracy, czułam się jak darmozjad, bo nie zarabiałam na siebie, ale...jednak troszkę żal. Szkoda, że tak się to potoczyło, że w starej pracy skończyli się klienci, wyzwania i stanęłam w miejscu, w strasznej stagnacji. Bo pod każdym innym względem było to chyba dla mnie wymarzone miejsce do pracy.