środa, 9 lutego 2011

Drżące ciała

Raz w tygodniu chodzę na aqua aerobik. Przez 45 minut daję z siebie wszystko by dobrze się czuć ze swoim ciałem. Większość uczestniczek tych zajęć stanowią kobiety pod czterdziestkę i starsze, emerytki nawet, młodszych pań nie jest za wiele, chociaż też się zdarzają.

Lubię się przyglądać ciałom współuczestniczek pod prysznicem i w trakcie przebierania. I nie myślcie, że powodują mną jakieś lesbijskie skłonności czy inne fetysze. Po prostu sprawia mi przyjemność patrzenie na prawdziwe, kobiece ciała, na ciała, które są jakieś, które się względem siebie różnią. Te ciała są jak mapy - ich bruzdy, wałki, rozstępy i cellulit wskazują drogę jaką podążała ich właścicielka. Te ciała są swobodne, ich właścicielki sprawiają wrażenie osób bez kompleksów. Bardzo mi się to podoba.

Obserwacja tych drążcych ciał, jakże innych od ciał, którymi karmią nas media, wywołała swego rodzaju rewolucję w moim myśleniu o własnej cielesności. Co prawda nie mam odwagi by rozebrać się do naga pod prysznicem, nie czuję się aż tak swobodnie w towarzystwie, bądź co bądź, obcych osób, to jednak inaczej myślę o sobie. Uważam, że robię wszystko na co mnie stać by wyglądać jak najlepiej, tzn. raz w tygodniu chodzę na basen, bo częściej nie mogę, codziennie wsmarowuję w uda krem antycellulitowy, ograniczyłam ilość produktów spożywanych w pracy, unikam słodyczy. Ale nie ma opcji bym zdecydowała się na jakąkolwiek regularna dietę. Dlaczego mam nie zjeść pizzy gdy mam na to ochotę? Albo zapiekanki z ciasta francuskiego? Albo makaronu z pesto?? O nie, co to, to nie! Jedzenie jest jedną z większych przyjemności jakie oferuje życie wiec nie mam zamiaru fundować sobie stresu i odmawiać tego co lubię. Na co dzień muszę robić mnóstwo niefajnych rzeczy, na które wcale nie mam ochoty, więc jak mogę zrobić dla siebie rzecz miłą, skwapliwie z tego korzystam :) Rzecz jasna wszystko w granicach rozsądku, żeby nie było!

Był taki czas, niespełna rok temu, że wygląd moich ud spędzał mi sen z powiek. Nie mogłam na nie patrzeć. Teraz znalazłam na to receptę - nie patrzę :))) Okazało się, że endermologia nie dość, że droga, bolesna i czasochłonna, to jeszcze nie tak skuteczna jakby się mogło wydawać. Więc już nikt mnie nie nabierze na tego typu cudowności. Czuję się pogodzona ze swoim ciałem. Grunt żeby było zdrowe. Oczywiście nie zamierzam się zapuścić i folgować sobie bez opamiętania. Jak napisałam - robię co mogę by mój wygląd był dla mnie samej akceptowalny. Ale chyba pozbyłam się kompleksów. Jeżeli dla obserwatorów moje ciało jest brzydkie to już ich problem, a nie mój. Nie zamierzam się przejmować czyimiś opiniami na temat mojego wyglądu, dlatego minionego lata, po bardzo długiej przerwie (pewnie kilkunastoletniej), w wieku lat trzydziestu, zdecydowałam się założyć mini spódniczkę :)

czwartek, 3 lutego 2011

W kwestii aborcji

No właśnie, przypomniało mi się, że chciałam napisać o aborcji, ponieważ niedawno odbyłam na ten temat mailową dyskusję z moją mamą. No i doszłam do wniosku, że moja mama to feministka pełną gębą. Ha! Napisałam to zdanie i pomyślałam, że jeżeli któraś kobieta przeczyta tego posta dalej, to może się poczuć obrażona, zatem informuję, że nie było moją intencja obrażać kogokolwiek. W każdym razie zwolenniczki aborcji kojarzą mi się z tym najradykalniejszym odłamem feminizmu i nic na to nie poradzę. A moja mama jest zwolenniczką aborcji i uważa ograniczenie dostępu do niej za przejaw dyskryminacji kobiet i ingerencję państwa w ich intymne sprawy. Aż mnie zatrzęsło jak przeczytałam jej wywody, na dodatek w żaden racjonalny sposób  nieuzasadnione.

Nie zamierzam nikogo oceniać (pragnę to grubo podkreślić!), ale zwolenniczką powszechnego prawa do aborcji absolutnie nie jestem, chociaż katoliczką również nie jestem :) Uważam, że po pierwsze - kobieta nie jest dysponentką swojego dziecka (płodu), po drugie - powszechne prawo do aborcji niejednokrotnie mogłoby godzić w prawo mężczyzny do bycia ojcem i po trzecie - nie wiem czy wiecie, ale nienarodzone dziecko (nasciturus) ma wg obowiązującego u nas prawa, warunkową zdolność prawną - może nabywać prawa pod warunkiem, że urodzi się żywe. Ma np. prawo do dziedziczenia. Powszechne prawo do aborcji stałoby w sprzeczności z zasadą podmiotowości nasciturusa. No i byłoby niezgodne z konstytucją. Za reglamentacją przerywania ciąży przemawiają więc pewne ważkie względy prawne. Nie mówiąc już o tym, że społeczne koszty nieskrępowanego dostępu do aborcji również mogłyby być wysokie. Łatwo podjąć pochopną decyzję w młodym wieku i później przypłacić to depresją. Uważam więc, że obecna regulacja odnosząca się do przerywania ciąży jest prawie dobra. Prawie, ponieważ zrezygnowano z obowiązującego niegdyś postanowienia, iż aborcję uzasadnia również ciężka sytuacja rodzinna lub życiowa kobiety ciężarnej. Rozumiem, że to kryterium było wybitnie ocenne i przez to mogło otwierać pole do licznych nadużyć, ale sami wiecie w jak straszliwych warunkach żyją czasem ludzie. Urodzenie dziecka przez osoby borykające się z takimi problemami może doprowadzić do tragedii.  Inna sprawa, że wielokrotnie okazuje się, iż pomimo spełnienia warunków narzuconych ustawą, wyegzekwowanie prawa do aborcji jest niemożliwe. To sprawia, że ustawowe gwarancje zapewniające kobiecie to prawo w ściśle przecież określonych przypadkach, są iluzoryczne i to JEST grzech państwa wobec kobiet. Skutkiem nieudolnego działania oficjalnej machiny mającej doprowadzić do przerwania ciąży jest podziemie aborcyjne i zabiegi odbywające się w warunkach całkowicie spartańskich, w jakich o ciężkie powikłania nietrudno.

Poza tym zadaniem organów państwa powinno być określenie do którego momentu mamy do czynienia z aborcją, a od którego z zabójstwem człowieka, dlatego państwo nie powinno całkowicie dystansować się od zagadnienia aborcji, nawet jeśli w ogóle jej nie zakazuje.Na ogół przyjmuje się, że płód staje się człowiekiem w rozumieniu prawa, w szczególności prawa karnego, gdy osiąga zdolność samodzielnego życia poza organizmem matki. Swoją drogą ciekawe czy tę zdolność ocenia się z uwzględnieniem możliwości podtrzymywania funkcji życiowych, bo jeśli tak, to ta granica wieku płodu, w konsekwencji postępu medycyny, się obniża.

W każdym razie popadłam w ideologiczny konflikt z własną matką, która uważa również, że skoro przeprowadzenie nielegalnego zabiegu za pieniądze nie nastręcza większych trudności to przepisy delegalizujące aborcję nie mają racji bytu. Ja natomiast uważam, że oczywiście mają.
Znów mam nawał pracy i spraw rozmaitych. Tydzień po prostu straszny, a dodatkowo dwa dni mi z niego wypadły - poniedziałek spędziłam w podróży służbowej, a dzisiaj zostałam w domu z Mysią, bo niania musiała iść do lekarza. Mysia teraz śpi więc mam chwilkę by skrobnąć, chociaż powinnam popracować. Dobrze, że jutro piątek, bo oszalałabym.

Przez permanentne zajęcie głowy sprawami służbowymi zapomniałam co chciałam napisać... Pochwalę się więc, że nabyłyśmy z Mysią w ramach przeceny w TK-Maxxie urocze naczynia żaroodporne! Marzyłam o nich od dawna. Teraz nic tylko zapiekanki przyrządzać!