wtorek, 27 września 2016

Półmaraton?

Postanowiłam wziąć udział w półmaratonie na wiosnę. Żarty się więc skończyły. 3 treningi w tygodniu być muszą, nie ma innej rady. W weekend będę robić dłuższe dystanse, a w ciągu tygodnia krótsze, połączone z podbiegami i interwałami, przy czym przynajmniej jeden trening tygodniowo będzie musiał być poranny - na 6.30. Jestem totalnym amatorem i nawet nie przymierzam się do tych wszystkich planów treningowych i biegania wg tętna (nawet nie mam narzędzi do jego pomiaru), robienia określonych dystansów itp. Biegam jak mi serce i nogi dyktują :) oraz czas pozwala. Aktualnie komfortowe tempo dla mnie to między 6-6,15 minut na kilometr (przy dystansie do 10 km), więc jestem wolną biegaczką. Moim celem w półmaratonie jest pokonanie go w czasie 2h 15min. Tzn. ideałem byłoby załamanie 2 godzin, ale nie wiem czy pół roku wystarczy by osiągnąć tak ambitny cel.

Myślenie o bieganiu i układanie sobie celów i planów kolejnych treningów pozwala mi nie myśleć o pracy, która ma niestety do siebie to, że za każdym razem kiedy wydaje mi się, że nie może być gorzej, okazuje się, że jednak może. Chyba trzeba było się filcować bez oglądania na awanse gdy była ku temu okazja...? Nie wiem czy o tym pisałam, ale koordynuję i nadzoruję obsługę procesów jednego dużego klienta. Tych procesów jest już ponad 500 i ciągle wpływają kolejne sprawy. Mam zespół 5 osób do obrabiania tego. Powinno być z 15 by można było pracować komfortowo. I to nie jest tak, że tylko deleguję robotę, bo przy tak małej liczbie osób pracuję tak samo jak inni, a do tego jeszcze zostaje cała koordynacja, sprawdzanie, odbieranie poczty i nadawanie jej dalszego biegu. Masakra. Bez przerwy, gdzieś z tyłu głowy tkwi zimny strach, że coś się sypnie, ktoś czegoś nie zauważy lub ja nie zauważę i coś zawalimy. Ciągle boli mnie głowa, jestem spięta i zestresowana. Czasami, zwłaszcza w poniedziałki, aż dusi mnie w klatce piersiowej od lęku. Ale - jak wiecie - mam cel - zaoszczędzić porządną kwotę i odlecieć. To trzyma mnie we względnym pionie.

Natomiast załamuje mnie sytuacja polityczna w kraju. Ta nieludzka, barbarzyńska ustawa antyaborcyjna...płakać mi się chce jak o tym myślę. Jej jedynym celem jest zniewolenie kobiet, nie ochrona żadnego życia. Gdzie są obrońcy życia gdy chodzi o dzieci już narodzone??? Gdzie oni są pytam?? Oczywiście 3 października będę brać udział w strajku kobiet. Nie przekonują mnie te malkontenckie uwagi, że to i tak nic nie zmieni. Chodzi o głos sprzeciwu! Żeby nas usłyszano, zauważono. Ale mam taką bardzo smutną obserwację, że w moim środowisku - środowisku ludzi wykształconych i - wydawałoby się  - światłych, panuje całkowita bierność, brak zainteresowania tym co się dzieje dookoła. Protestujący uważani są raczej za freaków z lewackim odchyłem. Przeczytałam gdzieś na FB takie zdanie, że dobrze, że komuna obalona, bo gdyby miało ją obalać nasze pokolenie, to nadal stalibyśmy w kolejkach po mięso na kartki.

Uważam, że to prawda.

czwartek, 1 września 2016

Po wakacjach :(

Spędziliśmy je nad morzem, w Dąbkach. Całe 10 dni beznadziejnej pogody i koczowania w domku na 30 metrach kwadratowych, gdzie w nocy było zimno jak w psiarni i deszcze napieprzały w dach pokryty papą, a w dzień było ciemno, gdyż okienka były całkiem nieduże. Ale dzieciaki zadowolone bo spotkały się z poznanymi rok temu kompanami z Katowic, a my jakoś przetrwaliśmy. Załapaliśmy się na dwa popołudnia nadające się do wystąpienia na plaży w stroju plażowym,  a nie w długich portkach i kurtce przeciwwiatrowej. Natomiast jestem już na 100% pewna, że nie spędzę więcej wakacji nad Bałtykiem. Wypad na przedłużony weekend z dobrymi prognozami - do rozważenia. Regularny urlop - nigdy.

Wbrew medialnym doniesieniom nie spotkaliśmy Januszy i Grażyn żłopiących piwsko z 500+ za parawanami. Parawany owszem, były, ponieważ bez nich łeb urywało na plaży. Natomiast jestem przekonana, że 500+ pozostawiano w sklepie 4F, który był tłumnie odwiedzany przez urlopowiczów. No bo co robić w czasie beznadziejnej pogody w takiej dziurze jak Dąbki?

Byliśmy na kilku wycieczkach (w trakcie każdej z nich oczywiście lało), ale summa summarum były udane. I jeśli chcecie się dowiedzieć gdzie są najlepsze lody na świecie to spieszę donieść, że w Kołobrzegu na molo. Absolutnie odjazdowe!!!! Nawet te z włoskich gelaterii nie mogą się z nimi równać.

Mimo, że urlop nie należał do moich wymarzonych bardzo się zrelaksowałam i odpoczęłam psychicznie. Nie odbierałam żadnych maili i na szczęście tylko raz miałam telefon służbowy. Bardzo to było fajne, bo bezpośrednio przed urlopem miałam kompletny kibel w pracy. Niestety po powrocie też dostałam w pysk robotą i ten stan trwa do dziś. Naprawdę czuję, że znów powinnam iść na urlop, bo robota mnie na poważnie zaczyna przerastać. Jestem  pewna, że doznałam zawodowego wypalenia. Jedyną myślą, która jakoś trzyma mnie w pionie jest to, że przecież mam plan. Mam plan, żeby się przebranżowić i sfilcować z obecnego zawodu. Nie wiem jeszcze co chcę robić, ale wiem, że nie chcę już być prawnikiem, a to już coś, prawda? Na przebranżowienie daję sobie czas do 40, czyli prawie 3,5 roku. Przez ten czas muszę uzbierać tzw. okrągłą sumkę by w roku czterdziestych urodzin zacząć nowy rozdział, czy coś w tym rodzaju. Liczę na to, że przez te 3,5 roku coś mi się uda wymyślić, odkryć jakiś talent lub chociaż wygrać w totka, gdyby wszystko inne zawiodło, ale nie aktualnie nie widzę takiej możliwości bym mogła dłużej pracować w  moim zawodzie bo skończę w wariatkowie.

P.S. Mieliśmy 6 oglądaczy mieszkania, nikt go nie kupił, ciśnienie nam opadło.
P.S. 2 Mój mąż zaczął piec zajebiste chleby!