wtorek, 28 stycznia 2014

Mam przeczucie, że długo nie zabawię na wspólnym z mamą. Tak mi działa na nerwy, że szkoda zdrowia. Nawet dzisiaj przyśniło mi się, że powiedziałam jej, iż mam tego wszystkiego dosyć i niech sobie robi z tym swoim biurem co chce.

Ciągle chodzi i gdera, o wszystko ma pretensje. Pomalowaliśmy jeden z pokoi (a to kamienica, wielkie pomieszczenia, wysokie na zdrowo ponad 3 m, więc łatwo nie było) no i komentarz był taki, że kolor paskudny i że przecież mówiła, że w piwnicy stoją wiaderka, byśmy sprawdzili kolor. I jak ona ma mnie nie pouczać, skoro za wszystko zabieram się bez głowy. Dziś, zaraz po wejściu do biura zjebka, że zostawiam ślady i że przecież miałam sobie przynieść obuwie na zmianę. Tyle, że tu jest tak zimno, że bez kozaków nie wyrobię. Poza tym za chwilę przyszli do mnie klienci i nawnosili jeszcze więcej. Jak tylko sobie poszli było załamywanie rąk i zobowiązanie do umycia podłogi "bo się zniszczy". Nie wiem jaki cel przyświeca komuś, kto w biurze, w którym przyjmuje klientów, robi horrendalnie drogą podłogę, która się niszczy. To jest dopiero bez głowy. Ciągle jakieś słowne utarczki, no kurwicy można dostać. Dodatkowo okazuje się, że od piątku nie mam swojego pokoju, bo ona postanowiła jednak się w nim urządzić, "a ty przecież chciałaś nawiązywać kontakty z coworkerami więc chyba powinnaś siedzieć z nimi". Nie wiem co to dalej będzie, ale stanowczo nie tak to miało wyglądać.

Za to dzisiaj jest szczęśliwy dzień jeśli chodzi o życie zawodowe. Nie chcę zapeszać, ale jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to będę miała nowe dwa spore zlecenia i jedno mniejsze :) Muszę szybko zrobić wizytówki, bo głupio tak bez wizytówek do potencjalnych klientów.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Schody

Właśnie zauważyłam, przeglądając tak kontrolnie ogłoszenia w sprawie pracy, że moi (już) byli pracodawcy poszukują osoby na moje stanowisko. No i nie wiem co o tym myśleć,  bo  dogadaliśmy się, że zarówno oni jak i ja zakładamy dalszą stałą współpracę po moim odejściu. Wielokrotnie zapewniano mnie, że na pewno będą dla mnie zlecenia. Możliwe, że szukają kogoś zupełnie niezależnie, mam nadzieję, że tak jest, bo jeśli miałoby to oznaczać zakończenie współpracy to wróży mi raczej nieciekawie, gdyż póki co nie mam jeszcze żadnych stałych klientów. Z drugiej strony tych zleceń od nich jest...naprawdę mało. Dla nich pracuję średnio 2 godziny dziennie, a np. dzisiaj w ogóle nic nie zrobiłam. Patrząc z tego punktu widzenia, skoro i tak zatrudniają kogoś nowego, to pewnie taka osoba mogłaby spokojnie ogarnąć to co robię ja.

Boję się więc, że w mojej wspaniałej, samodzielnej działalności właśnie zaczynają się schody :(

środa, 15 stycznia 2014

Urodzinowo

Wczoraj skończyłam 34 lata. Niby nic takiego, a jednak ta rocznica wywołała, jak to się pisze, tzw. falę wspomnień. W szczególności przywołała wspomnienia urodzin sprzed 10 lat - 24 znaczy. Spędziłam je w Libanie, z tego co sobie przypominam było włóczenie się po Bejrucie, pewnie jakaś kolacja w knajpie... Czy to właśnie z okazji urodzin zwiedzałam groty Jeita? Ech, nie wnikając w szczegóły i abstrahując od tego z kim i w jakich okolicznościach oraz w jakim charakterze przebywałam w Libanie, cieszę się bardzo, że mogłam tam być.

Ale tutaj, po 10 latach, 14 stycznia 2014 - skrzecząca rzeczywistość. Nieudany początek dnia, brak życzeń od męża (bo się nie uśmiechałam, czym zniechęciłam go do miłych gestów - a jak tu się uśmiechać, skoro zaspałam godzinę, Chłopczyś dwa razy wymiotował i wszystko szło nie tak?), a później latanina by zorganizować urodzinowy prezent dla mamy (która urodziła się również 14 stycznia) i zlądowanie w robocie o godzinie 11. Jej "dzień dobry" (mówcie co chcecie, ale nigdy nie zrozumiem dlaczego rodzona matka wita mnie słowami "dzień dobry" zamiast "cześć') i zdawkowe podziękowanie za prezent oraz rozbrajające stwierdzenie przy okazji składania życzeń o treści jak zawsze, że ona "nie szarpnęła się" (cyt.) na prezent dla mnie. Pierwszy raz mama nie miała dla mnie nic na urodziny. Może to głupie, może dziecinne, ale naprawdę zrobiło mi się cholernie przykro.

W międzyczasie przeprosiny od męża, że z rana nie poradził sobie z urodzinowym tematem, ale co z tego, że przeprosił jak niesmak pozostał?? Po południu przywitał mnie wielkim bukietem kwiatów i winem, jednak zaznaczył, że prezent muszę sama sobie kupić, on zaś może mi na ten cel przekazać zadeklarowaną kwotę.No i znów poczułam się dziwnie, bo ja jego niedawne urodziny uczciłam jak trzeba, od początku do końca.

Ej, czy ja nie jestem przypadkiem zbyt wymagająca??? Bo już się trochę gubię. Czy oczekiwanie, że mąż w dzień moich zasranych urodzin powita mnie życzeniami i wręczy prezent jak człowiek jest wygórowane?? No dobra, kwiaty i wino trochę ratują sytuację, ale w moim odczuciu nie do końca.

Dzisiaj natomiast, w imię jasnego wyrażania swych emocji, zapytałam mamę dlaczego nie miała dla mnie prezentu na urodziny i zakomunikowałam, że sprawiło mi to przykrość. No i zaczęła się jazda bez trzymanki. Na moje nerwy to trochę zbyt wiele. Ale wracając do tematu - ona skwitowała moje pytanie śmiechem. Zapytałam czy uważa to za zabawne, na co mama odparła, że nie, ale chłopakom (moim braciom) też nic nie kupuje. "A czy spotykasz się z nimi w ich urodziny?" "No nie"."A czy dostajesz prezenty od nich?" "Nie." "No właśnie". "No to co chcesz na te urodziny? (ej, teraz uwaga...) Rajstopy?" Rajstopy - wymarzony prezent dla każdej kobiety. Pamiętam jak mama przy większości okazji kupowała rajstopy swej pierwszej synowej "bo nie wiem co jej kupić, a rajstopy zawsze się przydadzą". Nie mam nic przeciwko rajtkom, dobre rajtki są zupełnie okej, ale w tym konkretnym przypadku to pytanie było jak chlaśnięcie ścierką prosto w pysk. "Nie, nie chcę rajstop". "No widzisz! To co chcesz?? Książkę?!" "Może być książka..."

Co za koszmar... te rajstopy będą mi się po nocach śniły. Jak mogła, no jak??? Niezależnie od urodzin i rajstop, funkcjonujemy teraz w jednym biurze i to jest naprawdę ciężki temat. Powoli zaczynają wychodzić różne potencjalne zarzewia konfliktów. Począwszy od wizji tego jak całe zaplanowane przedsięwzięcie ma być prowadzone, po ciągłe wyrzuty, że co myśmy najlepszego zrobili sprzedając te stare graty, które tam zalegały i że bałagan i ona się nie spodziewała itd. Zaczyna się również zarysowywać także poważny konflikt na tle finansowym. Bo chyba nie dogadałyśmy kilku istotnych szczegółów. Tzn. ja chyba nie zrozumiałam jak ona sobie wyobraża moje tam funkcjonowanie. Do tej pory ciągle słyszałam, że skoro mam taką szansę - możliwość korzystania z całkowicie wyposażonego lokalu w centrum miasta, to powinnam z tej szansy skorzystać, bo to ogromne ułatwienie itd. No racja. Naiwnie sądziłam, że pomoże mi w pierwszych, ciężkich miesiącach "na swoim", nie oczekując płacenia za lokal. Ale mama chyba jednak oczekuje, że to korzystanie będzie się odbywać na zasadach raczej rynkowych. A na to mnie na razie nie stać i żadna to dla mnie okazja płacić własnej matce nie wiadomo ile za wynajem prawie stumetrowego biura, które - bądźmy szczerzy - jest mi potrzebne jak dziura w moście. Mnie wystarcza jeden pokój. W pozostałych pomieszczeniach miało być biuro coworkingowe - sądziłam, że po prostu wchodzimy w to razem - ona daje lokal i ponosi częściowe ryzyko związane z tym, że koncepcja nie wypali, a ja inwestuję w marketing (strona www, reklamy itd.) oraz angażuję czas i siły w kwestie organizacyjne (remont, przemeblowania, opracowanie dokumentów, zawieranie umów, pilnowanie interesu). Gdybym wiedziała, że jednak ona nie tak to sobie wyobraża, to sama podnajęłabym biurko u kogoś, np. u mojego byłego szefa.

piątek, 10 stycznia 2014

Słowniczek

Nasz półtoraroczny Chłopczyś rozgadał się ostatnio - na pamiątkę poniżej jego słowniczek:

- batom - balon
- taji - kotek
- padada - pada deszcz
- banam - banan
- goko - gorące
- kaka - kaszka
- jajo - jajko
- ghra - piłka
- tam - krem
- tapa - czapka
- babi - bawić
- baja - bajka
- bapa - babcia
- papupi - paputki
- tata - lampa i tata
- oko - oko i okno

Oprócz tego mówi: mama, buty, pupa. Na Mysię mówi "Jaja" :) Nauczył się również słowa "Ola" (Oula), "Bartek" (Barti) "kubek" i "tutaj" oraz "inne". Rozkręca się z tym mówieniem, codziennie poszerza zasób słów, to naprawdę niesamowite. W przeciwieństwie do Mysi, która zaczęła mówić wcześniej, mówiła więcej, ale początkowo trudno było się domyślić co ona właściwie gada, Pupu słowa raczej wymawia poprawnie lub z niewielkimi zniekształceniami. Umie też ślicznie tańczyć i śpiewać "lalala". No i wreszcie zaczyna samodzielnie chodzić! Jeszcze nie jest to dla niego naturalny sposób przemieszczania, ale coraz częściej można zaobserwować go na dwóch nóżkach.

wtorek, 7 stycznia 2014

Pozdrowienia z (prawie) własnego biura!

Hej, hej! Siedzę za biurkiem w swoim nowym biurze i jest bardzo super! Na razie urządziliśmy tylko jeden pokój - jedyny, który tak naprawdę jest mi potrzebny do prowadzenia mojej własnej działalności. Wygląda naprawdę super! Niestety w pozostałej części lokalu, gdzie od stycznia miał ruszyć kolejny "projekt", panuje totalna rozpierducha. Moja mama wyjechała sobie na urlop zaraz po świętach i dała tzw. wolną rękę w urządzaniu się. Nie przyszło jej jednak do głowy by wcześniej jakoś posegregować swoje rzeczy, zostawiła wszystko jak stało (a raczej jak leżało) przez lata w związku z tym musieliśmy to po prostu zrzucić na jedną stertę. Nie uwierzylibyście ile ohydnych szpargałów i gównianych papierów można zgromadzić. Na oko jakiś miliard ton!!! Nie mam pojęcia co z tym wszystkim zrobić. A papiery i szpargały to nie wszystko - są wątpliwej urody elementy wystroju wnętrza, okropne obrazy, jakieś ciuchy, szlafrok, ba! nawet deska do prasowania. Na szczęście stare meble, które tutaj stały udało nam się bardzo szybko sprzedać na portalu tablica.pl - za bezcen oczywiście. Głównie chodziło nam o to, by ktoś te rzeczy zabrał, dlatego poszły za symboliczne kwoty. Niestety okazuje się teraz, że tak się zapamiętaliśmy w tym sprzedawaniu, że nie mamy nic, w co można by schować te wszystkie papierzyska. Trzeba też będzie zrobić malowanie w dwóch pokojach. Póki co stacjonuję w tym jednym, gotowym, udało mi się nawet ustalić hasło do wifi, a także ogarnąć kwestię parkingu! Mam już wykupiony abonament na cały miesiąc :)

Ach! Czuję się cudownie!