sobota, 30 września 2017

Wszy, rower, maraton

3. Wszy

Jak tylko wróciliśmy ze szpitala, okazało się, że Mysia, Pupu i... ja (!!!) mamy wszy. Pupu przez cały wyjazd w Bułgarii przychodził do mnie spać (teraz po szpitalu też przychodzi, twierdzi, że ma złe sny). Ile było roboty w związku z tym! Mycie głów Paranitem (polecam!), wyczesywanie, pranie całej chałupy, a co się nie dało wyprać w 60 stopniach, do worków plastikowych na dwa tygodnie. Po tygodniu znów mycie Paranitem, wyczesywanie itd. Od tego czasu już dwa razy śniły mi się wszy. Mam jednak nadzieję, że udało się je zwalczyć. Sprawdzamy głowy raz w tygodniu.

4. Rower

W czasie wakacji stałam się ogromną entuzjastką roweru. Zaczęłam jeździć na rowerze do pracy no i w ogóle gdzie tylko się da. Dacie wiarę, że we wrześniu RAZ zatankowałam samochód i to tylko za 70 złotych???
Remonty i w ogóle organizacja ruchu drogowego w moim mieście nie pozostawia ŻADNYCH  wątpliwości, że władze usilnie i wszelkimi możliwymi sposobami promują zrównoważony transport. Mówiąc inaczej - samochodem po prostu nie da się jeździć po mieście, a że ja pracuję w centrum, dokąd mamy dość blisko, a na dodatek właściwie przez całą drogę do p-kola i pracy jest droga rowerowa, doszłam do wniosku, że chrzanię samochód, przesiadam się na rower - szybciej, zdrowiej, przyjemniej.
Jak Pupu po skończeniu rekonwalescencji powypadkowej zaczął przedszkole, zamontowaliśmy fotelik do roweru i pierwszy raz (fotelik mamy ze 3 lata, Pupu ma 5 ;) pojechałam z nim na rowerze do przedszkola i pracy. Stresu było bardzo dużo, zwłaszcza po moim wypadku (o którym niżej) no i jednak trudniej jest jechać z 15kg za plecami, ale Pupu był zachwycony i wszystko się udało.

5.  Mój wypadek

Ja z kolei miałam wypadek na rowerze - wykatapultowałam się z niego. Wydawało mi się, że jestem tak zajebistą rowerzystką, że odbieranie telefonu w czasie jazdy absolutnie jest do zrobienia. No i okazało się, że jest, ale jazda się wtedy gwałtownie skończyła. Boleśnie stłukłam i zdarłam kolano, dłonie i prawy bark. Cierpiałam przez kilka dni dosyć mocno, ale okazało się, że mogę biegać, wiec dalej biegam. Wczoraj byłam u ortopedy żeby mi zbadał tę nogę, czy na pewno mogę wystartować w maratonie, który jest za dwa tygodnie. Powiedział, że jasna sprawa, można i trzeba startować bo uraz poszedł niżej, nie do stawu kolanowego. No więc ogólnie luz ;) trenuję dalej i nie odbieram telefonów jadąc rowerem ;)

6. Maraton

Maraton zbliża się wielkimi krokami. W związku z tym porzuciłam wszelkie używki (no dobra, w sobotę tydzień temu ja vs. papierosy 0 - ok.5, ale wcześniej przez trzy tygodnie nic i teraz, od zeszłej soboty też nic i tak już musi pozostać), chodzę spać wcześnie no i jutro mam drugie wybieganie na dystansie 30 km. Pierwsze to była kompletna masakra. Dlatego postanowiłam porzucić używki, bo przy takich dystansach wszystko zaczyna mieć znaczenie.

Dobra, zrobiło się późno więc czas do łóżka. Przy sobocie wznoszę toast za Wasze zdrowie Lechem Free ;)

Bułgaria, wypadek Pupu

Nie pisałam od tak dawna, że nie wiem od czego zacząć. Może od wakacji.

1. Bułgaria

Na wakacje wybraliśmy się do Bułgarii na 9 dni. Postanowiłam dać drugą szansę wakacjom organizowanym przez biuro podróży i to była ostatnia szansa. Taka formuła, zwłaszcza z all inclusive, nie jest dla mnie. Po pierwsze, lubię stołować się w lokalnych knajpach, po drugie, irytuje mnie ciągła dostępność niezdrowych przekąsek i napojów dla dzieci w ramach all inclusive. Nasi ciągle dopytywali czy mogą sprite'a, bo dystrybutory stały i zapraszały do korzystania. Na obiady i kolacje najchętniej jedli frytki, pizzę i makaron. Nakłonienie ich do innych potraw było naprawdę trudne.
Bułgaria to kraj niesamowitych kontrastów. Słowo "rudera" nabiera nowego wymiaru. Nie mogłam uwierzyć, że jest to kraj, który od 10 lat jest w Unii Europejskiej. Przyrodniczo jest fantastyczny. My akurat byliśmy na terenie Parku Narodowego Strandża, więc blisko było do przepięknych klifów, dzikich plaż, niespotykanej roślinności. Ale zabudowa jest koszmarna. Rudery, pustostany, walące się chałupy i lepianki, a nawet dom-ślimak (sic!). Niektóre hotele, te bardziej luksusowe, zaprojektowane w stylu totalnie kiczowatym. Krawężniki sięgające niemal do kolan, dziurawe ulice, po ulicach przemieszczające się dzikie konie - egzotyka. No i widma socjalizmu niekiedy straszące na tle lazurowego morza, walące się zakłady przemysłowe, pordzewiały płoty, bloki z wielkiej płyty. Pojechałabym tam jeszcze raz, ale na własną rękę, niestety loty są trudno dostępne bez pakietu z wycieczką.

2. Wypadek Pupu

Pierwszego dnia roku szkolnego Pupu podbijając balonik w domu, potknął się i upadł buzią na krawędź biurka. Rozerwał sobie policzek aż do kości. Krew się lała, ja - jak Mały pojechał z tatą do szpitala - rozkleiłam się zupełnie. Mysia też płakała. Straszne to było. Okazało się, że rana jest tak głęboka, że Pupu musi być operowany w znieczuleniu ogólnym. Natychmiast przypomniały mi się dziesiątki historii o dzieciach, które nie wybudziły się po operacji. Późnym wieczorem zmieniłam się z M. i pojechała do szpitala zostać z Maluszkiem. Jak go przywieźli po wybudzeniu, już spał znowu, ja oczywiście nie spałam przez całą noc, bo musiałam słyszeć, że oddycha, że nic się nie dzieje, poza tym pielęgniarka kilka razy podawała mu lek dożylnie. Był nieprawdopodobnie dzielny, zniósł wszystko bez skarg i marudzenia. Wypisali nas następnego dnia po 15. Po kilku dniach pojechaliśmy zmienić opatrunek i okazało się, że Pupu wygląda trochę jak Frankenstein. Mój piękny, nieskazitelny chłopczyk ma na policzku ok. 4 cm bliznę - 9 szwów. Ale lekarze zrobili piękną, precyzyjną robotę. Mam nadzieję, że z czasem ślad prawie zupełnie zaniknie. Może maści na blizny podziałają... Szwy już zdjęte, Pupu wrócił do p-kola i zupełnie niczego go ten wypadek nie nauczył, nadal jest nieostrożny i gapowaty.