czwartek, 29 września 2011

O niczym

Siedzę w domu i się nudzę. Panowie dalej montują kuchnię i uwierzcie, mam ogromną nadzieję, że skończą dzisiaj. Jeśli nie, to naprawdę, ale to naprawdę ciężko się wqrwię bo od soboty cały mój kuchenny dobytek leży wywalony na wierzchu. Mam serdecznie dość takiej sytuacji. Oczywiście okazało się, że zamówili niewłaściwe drzwiczki do górnych szafek - miały być ze szprosami, a jest gładka szyba. A te szprosy tworzą właśnie taki klimat o jaki mi chodzi... jesu, oszaleć można.

Co to robić, co tu robić... chyba zrobię pranie! I może książkę poczytam... To niesamowite, człowiek ma chwilę wolnego i nie wie jak się zachować. Jak widać przestój w kieracie zbija mnie z pantałyku. A jak już sobie pójdą to pojadę do Ikei po krzesła i nowe wkłady do szuflad. Muszę też kupić prezent dla niani, gdyż jutro będzie ostatni dzień jej pracy u nas. Niesamowite... w poniedziałek Myszken zostanie przedszkolakiem.

środa, 28 września 2011

Będę świadomym wyborcą

Postanowiłam w tym roku nie iść na wybory parlamentarne. Na samorządowe nie chodzę od lat, ale ogólnopolskie zawsze zaliczałam. Jednak poziom mojego zniechęcenia tym co się dzieje w polityce oraz rozczarowanie bezwładnością rządzących wzrósł do tego stopnia, że doszłam do wniosku, iż w nosie mam kto siedzi przy korycie, bo czy jedni czy drudzy i tak nic się nie zmienia. Mam poczucie, że mój głos nie ma żadnego znaczenia. Wybór między PO a PiS to żaden dla mnie wybór. Doszłam do wniosku, że szkoda mi czasu na to by iść wybierać mniejsze zło. W końcu zło to zawsze zło, mniejsze czy większe, ale jednak zło, a ja chcę dobra :) Poza tym światopoglądowo zawsze bliżej było mi do lewicy, więc co mam robić? Wybierać między prawicą a narodowo-katlicką prawicą? O SLD nawet nie wspominam bo to całkiem nie moja bajka. Pomyślałam, że bojkot wyborów to jednak też jest jakiś wybór i stanie się on moim udziałem.

Aż tu nagle... trafiłam na rozmowę z Agnieszką Graff, która zwróciła moją uwagę na partię Palikota, jako partię, której jednym z głównych punktów programu jest rozdział kościoła katolickiego od państwa, likwidacja nauki religii w szkołach, a w tzw. międzyczasie zapewnienie realnego prawa do nauki etyki. Oprócz tego Palikot głośno opowiada się za równouprawnieniem, taką samą płacą za taką samą pracę kobiet, refundacją in vitro i uproszczeniem działania aparatu państwowego. Gdyby te wszystkie postulaty udało się kiedykolwiek zrealizować czułabym się znacznie swobodniej we własnym kraju... Aktualnie mam wrażenie, że moje prawo do samostanowienia, w tym prawo do wychowywania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami są realnie ograniczone. Zdaję sobie sprawę z tego, że program Palikota w obecnej sytuacji polityczno-dziejowej jest czystą utopią, ale pomarzyć zawsze wolno, czyż nie? Podoba mi się, że przedstawiciele Ruchu Poparcia Palikota nie boją się narazić kościołowi i nie idą na żaden kompromis celem pozyskania wyborców. W tych wyborach mogą więc na mnie liczyć.

wtorek, 27 września 2011

albo jeszcze później... :-\

Wczoraj zaczęli montować kuchnię, ale skończą.... w czwartek. Bo jakiś element był wadliwy i muszą wymienić. W związku z powyższym nasz tzw. duży pokój (przez niektórych szumnie zwany salonem), który mamy połączony z kuchnią, aktualnie wygląda jakby przeszło przezeń tornado. Zawartość szafek kuchennych  częściowo już rozparcelowana, spoczywa w pozostałej części na jadalnianym stole i gdzie bądź. Śmietnik również stoi w części jadalnej. I tak postoi do czwartku. Super po prostu. Zlew mamy w łazience. Oby tylko nie potłuc kubkami nowej armatury.

Po naszym remoncie mogę powiedzieć jedno - nie ma takiej opcji bym kiedykolwiek zdecydowała się budować dom. Mając na koncie traumatyczne doświadczenie generalnego remontu musiałabym chyba postradać zmysły by porwać się na budowanie domu od podstaw.

I jeszcze na osłodę miłe słowo od rodzonego dziecka:
"Mamo, dlaczego masz taki duży nos?"

:)))

poniedziałek, 26 września 2011

Lepiej późno niż wcale

Dzisiaj nadeszła wiekopomna chwila. Po niemal dwóch miesiącach nieobecności kuchni w naszym mieszkaniu, dziś tuż przed 10 nadjechali panowie by rozpocząć montaż szafek i sprzętów. Sprawa kuchni była największym koszmarem całego remontu i mam nadzieję, że właśnie dobiega on końca. Tzn. ostatecznie ma skończyć się jutro. Nie wiem dlaczego mozntaż szafek na przestrzeni niespełna 8 m2 musi zabrać aż tyle czasu, ale pewnie się nie znam. Że nie wyłysiałam i nie osiwiałam przez tę kuchnię to prawdziwy cud. Natomiast nadal nierealny wydaje mi się fakt, że nareszcie kuchnia zamieszka z nami. Ojezu, ale będę gotowała i piekła! I będziemy mieć zmywarkę!!! Howgh! Jeszcze tylko dokupimy krzesła do jadalni, krzesła do kuchni, załatwimy renowację stołu, zorganizujemy drzwi do garderoby i już będzie zupełnie pięknie :))

Co dziwne, jestem tak skrajnie wymęczona tematem remontu, kosztował mnie on tyle nerwów, że zupełnie odechciało mi się parapetówki. Wcześniej myśl o wielkiej imprezie, którą urządzę, trzymała mnie w pionie, a teraz jestem u kresu sił i wizja organizowania imprezy, przygotowywania stosów jedzenia, picia itd., sprzątania przed i sprzątania po jest mi wielce niemiła.

Bardziej żyję przedszkolem, do którego moja malutka córeczka uda się za tydzień. Myszkin na tę okoliczność bierze urlop na 3 tygodnie, gdyż przez pierwszy miesiąc Mysia będzie odbierana przed 14. Trochę się denerwuję jak to będzie, ale jestem pozytywnie nastawiona. Wierzę, że Myszka jest dobrze przygotowana by zostać przedszkolakiem. Oczywiście nie jest jeszcze całkiem samodzielna, potrzebuje pomocy przy ubieraniu i korzystaniu z toalety, ale najważniejsze, że woła siusiu i kupę oraz potrafi samodzielnie jeść. Nie boi się też zostawać bez nas, jest przyzwyczajona do dzieci, więc mam nadzieję, że naprawdę będzie dobrze. Martwię się tylko organizacją poranków. Już teraz, zawożąc Mychę do niani (skoro nie mieliśmy kuchni, to niania nie mogła przyjeżdżać do nas, bo co z obiadkiem dla Młodej?), nie mogę się pozbierać, a co dopiero jak dojdzie jeszcze zaprowadzanie do przedszkola, przebieranie w paputki itd... Na szczęście przedszkole mam tuż przy swojej pracy, więc moze jakoś się ogarniemy...

No, na razie to tyle...

środa, 14 września 2011

Jem i chudnę

Chudnę i chudnę, nie wiedzieć czemu. Jem normalnie, a nawet chyba nieco gorzej niż zwykle, gdyż ostatnio częściej posilam się pieczywem, a schudłam już ok. 3 kg. Być może to efekt codziennego przemierzania z odkurzaczem/mopem/michą prania ogromnej powierzchni mego wyremontowanego lokum albo braku kuchni i w związku z tym możliwości przyrządzania sobie najulubieńszych potraw czyli makaronów. Nie bez znaczenia jest też pewnie to, że w związku z moją krótką ciążą przez ostatnie 3 tygodnie całkowicie odstawiłam alko...

Faktem jest, że ważę aktualnie jeszcze mniej niż w czasie gdy karmiłam Mychę piersią i znów mogę nosić kupione wówczas spodnie, bo przedciążowe i pokarmieniowe wiszą na mnie niczym wory. Teraz pojawia się pytanie jak ten korzystny stan utrzymać. Pomysł z niemaniem kuchni musi odpaść bo ja za moją nową, piękną (mam nadzieję) kuchnią tęsknię bardzo. Ciekawy wydaje się pomysł z kontynuowaniem niemal permanentnej abstynencji, ale czy to będzie wystarczające? Sprzątanie z taką intensywnością jak teraz, przez cały czas, na pewno mnie wykończy psychicznie.

No zobaczymy... Póki co jest naprawdę dobrze :)) Dawno nie czułam się tak komfortowo z własnym ciałem.

poniedziałek, 12 września 2011

Kiełbie we łbie

Ależ mam bałagan w głowie! Ogarnęła mnie straszna obsesja, o której nie mogę napisać, bo sama przed sobą się jej wstydzę, ale dość powiedzieć, że ta obsesja nie pozwala mi pracować W OGÓLE. Roboty huk, interesanci czekają niecierpliwie po drugiej stronie łączy światłowodowych (czy coś...) na pilne dokumenty, które powinnam właśnie produkować, a ja nie mogę nic wyprodukować (poza oczywiście produktami ubocznymi przemiany materii, ale tych moi interesanci z pewnością nie wypatrują z utęsknieniem, żeby nie powiedzieć, że wcale). Nie mogę nic wyprodukować bo głowę moją zajęła rzeczona obsesja. Ciągle się ganię, że to nie przystoi, a jednocześnie napawam się oddawaniem w jej szpony.

W domu nie mam czasu odawać się szponom obsesji, bo ciągle sprzątam albo użeram z Mysią. W samochodzie gadam z Mysią i patrzę na drogę. Logicznie więc, że jedynym miejscem, w którym mogę się zawiesić i oddać marzeniom jest praca :)

Trochę mam wyrzuty sumienia, że zamiast wykonywać obowiązki służbowe bujam w tzw. obłokach, no ale co zrobić? To silniejsze ode mnie.

poniedziałek, 5 września 2011

Złe wychowanie?

Trochę spokoniej się zrobiło między nami. Mąż przeprosił mnie za swoje żenujące zachowanie, myślę że szczerze, chociaż niczego nie można być pewnym. W sobotę znaleźliśmy chwilę by po prostu posiedzieć i pogadać. Bez robienia mieszkaniowych rzeczy. To było miłe.

W ten weekend okazało się niestety, że dziecko się nam zepsuło. Nie wiedzieć kiedy stało się rozwrzeszczanym potworem. Na samą myśl, że mamy gdziekolwiek wybrać się z Mysią, od razu się nam odechciewa. Ona domaga się dosłownie wszystkiego co wpadnie w zasięg jej wzroku, lizaczków, cukerków, gum i wszelkich możliwych atrakcji - kina, zjeżdżalni, ciuchci, zoo. Swoją drogą ciekawa jestem skąd Mysia wie o istnieniu gum... Na nasz sprzeciw reaguje szałem, tylko czekam kiedy rzuci się na ziemię i zacznie kopać nogami i rękami. Przeraża mnie ta nowa Mysia, nie wiem jak reagować. Staram się spokojnie tłumaczyć, ale moje tłumaczenia nie padają na podatny grunt. Trudno się spodziewać bym ze swoją filozofią mogła się przebić przez pełen wściekłości ryk. Wczoraj nawet próbowała mnie uderzyć. Wtedy naprawdę się zdenerwowałam. W ogóle coraz częściej zaczynam tracić cierpliwość do tych jej wyskoków. Mam wrażenie, że Mysia urządza próbę sił. My - rodzice - musimy w niej wygrać, bo wejdzie nam na głowę i naprawdę wychowamy sobie potwora. Ale ta wojenna retoryka też mnie jakoś przeraża. Nie jestem gotowa na to, by w swojej słodkiej małej córeczce dopatrywać się przeciwnika. Lecz chyba rzeczywiście nadeszła najwyższa pora by wprowadzić jakieś prawdziwe restrykcje, kary za złe zachowanie i nauczyć się przeczekiwać ataki złości.

Skąd jednak brać do tego cierpliwość, no skąd?

Słowniczek

gąsiosica - nadal gąsienica
glejtuchowy - nadal grejfrutowy
kafelki - cukierki ("chcę kafelka!" :)
pierożek - twarożek :)
boić się - bać się ("Zosia się boiła tego wiercenia")
zdjonać - zdejmować ("tata zdjoń buty", "Zosia zdjonie skarpetki")
dinozaurus rex - tyranozaurus rex