poniedziałek, 2 września 2019

Witaj szkoło!

To znienawidzone hasło z dzieciństwa dzisiaj się właśnie zrealizowało. Powitaliśmy szkołę i pracę także, bo właśnie zakończyliśmy urlop.

Spędziliśmy go na Węgrzech - najpierw bardzo intensywne 3 dni w Budapeszcie, a później trochę lenistwa i zwiedzania w Bogacs i okolicach. Węgry są naprawdę super, Budapeszt wspaniały, mniejsze miasta też świetne i jest sporo ciekawych rzeczy, interesujących także dla dzieci, co sprawia, że angażują się w wycieczkę, nie marudzą, są zaciekawione i chętne do oglądania nowych rzeczy i miejsc.

W Budapeszcie byliśmy np. na zamku, na którym odbywał się akurat jarmark rzemiosła ludowego z wieloma atrakcjami dla dzieci, na diabelskim młynie, w zoo, którego początki sięgają czasów Cesarstwa, zrobionym z wielkim rozmachem, w łaźniach Szechenyi, na wyspie Małgorzaty, w Centralnej Hali Targowej, widzieliśmy kościół Macieja, Basztę Rybacką, wzgórze Gellerta wraz z Cytadelą, Bazylikę Św. Stefana oraz (co prawda z okien samochodu, ale jednak) Plac Bohaterów i Dom Terroru. Jechaliśmy zabytkową kolejką Siklo i pierwszą linią metra - najstarszą w kontynentalnej Europie. Trafiliśmy też na pokaz fajerwerków z okazji święta powstania Węgier.

Później ruszyliśmy do Bogacs, które jest przeuroczą wioską, gdzie jedynymi atrakcjami, poza błogą ciszą i spokojem, są piwniczki winne oraz wspaniały kompleks term. Stamtąd wypuściliśmy się do Egeru, po drodze zahaczając o Noszvaj i tamtejsze groty mieszkalne (wyglądające jak z filmu o Flinstonach), a w Egerze wiadomo - Dolina Pięknej Pani, a oprócz tego zamek, Liceum z Magiczną Wieżą i uliczki wokół placu Istvana Dobo. Byliśmy też w Górach Bukowych, w jaskiniach w Lillafured oraz w termach w Miszkolcu, gdzie baseny zorganizowano w naturalnych grotach - niesamowite wrażenie!

Po drodze wpadliśmy do Krakowa, spędziliśmy tam popołudnie, noc i pół następnego dnia, pokazując dzieciom Rynek Główny, gdzie odwiedziliśmy muzeum figur woskowych (mnie średnio się podobało, ale dzieciom bardzo), Wawel i smoka oraz Kazimierz.

To były naprawdę udane wakacje, oczywiście zdarzały się napięcia i drobne konflikty, ale bilans jest mocno na plus. Niestety brak treningów od 2,5 miesiąca i codzienne raczenie się winem w trakcie wycieczki na Węgry, a także kluskowo-gulaszowa dieta bardzo negatywnie odbiły się na mojej sylwetce. Nigdy wcześniej nie ważyłam tyle co teraz, co prawda BMI w normie, ale po prostu niedobrze się czuję, spodnie są mi ciasne, nie może tak być. W związku z tym postanowiłam natychmiast przystąpić do rozwijania aktywności fizycznej oraz ograniczania jedzenia.Wczoraj pływałam w jeziorze, łącznie ponad 1,5 km tak, że dziś mam zakwasy na nogach, a z kolei dzisiaj pod wieczór nastąpi wielki powrót do biegania. A raczej do truchtania. Plan na dziś - 3,5 km!

2 komentarze:

  1. Jako ze mieszkam w Krakowie, na Węgry mi bliżej niż nad polskie morze. Do Bogasc jeździmy od kilku lat wraz z bratem męża i jego dziećmi. Taka nasza obowiązkowa wakacyjna wyprawa. Dzieci szaleją na zjeżdzalniach a my wieczorami winko. Śpimy w kompleksie term dlatego każdego ranka o 6 wygrzewam się w czystej gorącej wodzie z siarka ( w nocy wymieniają wodę i rano jest fantastyczna). Dla dzieci to niezapomniane chwile z kuzynami, które będą wspominać a dla mnie kilka dni relaksu. W tym roku jako ze mamy 2-miesięcznego bobasa odpuściliśmy ale za rok obowiązkowo wracamy do tradycji. Jako mama 4 dzieci mam bardzo ambiwalentne uczucia co do powrotu do szkoły. Z jednej strony mam trochę czasu bo wszystkie już chodzą do szkoły/ przedszkola i to najmłodsze ma spokój i ciszę, a z drugiej cały ten system edukacji machina zebrań, składek, maili, potem sprawdzianów ocen itp mocno mnie wkurza. W tym roku mojej córce powiedziałam ze tak naprawdę zależy mi na tym żeby uczyła się matematyki i języków. W szkole ma angielski i niemiecki a w domu kultury hiszpański. Z tego co obserwuje matematyka/ informatyka i 3 języki wystarcza jej żeby w tym świecie zarobić na życie. Nie będę jej gnębić z innych przedmiotów. Geografii uczy się podróżując z nami, i to jest najlepsza nauka. Z reszty przedmiotów moze mieć nawet 3 jeśli jej nie interesują. Szczerze to zajęcia dodatkowe są dla mnie ważniejsze niż niektóre przedmioty szkolne gdyż dzieci wybrały je same i to są ich preferencje i jeśli córka woli grać na gitarze a syn 2 razy w tygodniu biega na pilke nożna nieważne czy deszcz czy upał to dla mnie tez jest to ważniejsze niż ortografia czy budowa pantofelka. Nie musza być omnibusami, a szkoła niestety zrównuje wszystkich do podobnego poziomu. Nie ma czasu na indywidualne zdolności czy zainteresowania. Dlatego na początku tego roku szkolnego życzę Tobie i sobie cierpliwości, spokoju i superorganizacji tygodnia nauki/ pracy oraz aktywnych wypoczynków weekendowych. P.S. Odkryłam moja ścieżkę biegacza. I jest to ultra:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i wzajemnie, oby przetrwać tę szkolną machinę bez większych uszczerbków :) Ultra przy 4, w tym dzidziuś? SZACUN!!! Uprawiasz crossowe, czy wręcz górskie ultra? Ja trochę myślę o crossie, ale na razie bardzo nieśmiało. Wracam do biegania bardzo powoli (naprawdę bardzo ;), ale w tym tygodniu zamierzam zaatakować 10 km. Myślę, że zapiszę się na półmaraton na wiosnę i w zależności od tego jak sobie poradzę, pomyślę o maratonie za rok. Z tyłu głowy mam też zawody na 1/4 IM w przyszłym roku, ale to będzie naprawdę wymagało porządnej organizacji czasu. Pozdrawiam!

      Usuń