piątek, 4 września 2015

Szkoła

Jak wspominałam, Mysia zaczęła naukę w szkole, chodzi do szkoły społecznej, w sumie bardzo chwalonej. Byłam mocno podekscytowana tym, że będzie chodzić do takiej świetnej, kameralnej szkoły, gdzie jest sporo fajnych zajęć dla dzieciaków i gdzie te dzieci są naprawdę zaopiekowane. Na razie jednak nie układa się to wszystko najlepiej. Tzn. inaczej - z punktu widzenia Mysi jest super, idzie do szkoły w podskokach, z entuzjazmem i ochotą, natomiast to ja mam problem.

Po pierwsze - uroczystość rozpoczęcia roku zaczęła się w... kościele. Najpierw była msza, a później dopiero uroczystości w szkole. My jesteśmy bezwyznaniowi i nie rozumiem dlaczego oficjalna, szkolna uroczystość zaczyna się w kościele i dlaczego dzieci poznają wychowawcę w kościele, a nie w klasie. Skąd taka kolejność? Z jakiego powodu msza najpierw, a nie później, już po uroczystościach w szkole? Byłam zniesmaczona.

A później okazało się, że czesne to jedno, ale musimy zrzucić się na miliony wydatków, których (o czym, rzecz jasna nikt nie powiedział nam wcześniej) czesne nie pokrywa. Wiedzieliśmy jedynie o kilku rzeczach, które trzeba będzie dokupić do klasy, zatem gdy skarbniczka klasowa wskazała, że oczekuje wpłat po 300 złotych na konto tytułem zbudowania funduszu klasowego, zdębiałam. Napisałam maila do wszystkich rodziców by rozważyli czy tak wysoka składka we wrześniu jest uzasadniona, bo 300 złotych to jednak sporo, a czekają nas jeszcze inne wydatki (dodatkowe ćwiczenia i podręczniki). Byłam przekonana, że moje stanowisko podzieli większość rodziców, ale nikt się nie odezwał, oprócz jednego pana, który napisał, że 300 złotych na rodzinę to nie jest dużo, czym doprowadził mnie do furii, bo jakim prawem obca osoba decyduje o tym, czy dla innych rodzin 300 złotych to dużo czy mało?!

Postanowiłam trwać w swoim proteście i zrobiłam przelew na 150 złotych. Napisałam pani skarbnik, że drugą część wymaganej kwoty zapłacę w październiku, chyba że to co zapłaciłam teraz nie pokryje naszej części wydatków, to dopłacę potrzebną kwotę. Dla zasady.

Cały czas miałam nadzieję, że więcej rodziców myśli tak jak ja i ujawni to w korespondencji, ale nie było żadnej reakcji. Poczułam się kretyńsko i idiotycznie. Pomyślałam, że pewnie zostanę odebrana  jako skąpa baba, która przeciw wszystkiemu protestuje i wszystkiego się czepia. Zrobiło mi się okropnie przykro i źle. A wieczorem zaczęły przychodzić maile z informacjami o kolejnych koniecznych wydatkach do klasy, m.in. takich jak dozownik na ręczniki papierowe oraz rzeczone ręczniki, mydło, gąbka do tablicy, konewka itd. Nie mogłam uwierzyć, że takie rzeczy są finansowane przez rodziców osobno i to jeszcze rodzice muszą sami je kupić. Dodatkowo okazało się, że musimy również sfinansować część materiałów do świetlicy oraz na lekcje odysei umysłu. W tej sytuacji zaczęło do mnie docierać, że kwota 300 złotych wcale nie była aż tak wygórowana, co wprawiło mnie w jeszcze głębszą konsternację. Jednocześnie zaczęła we mnie wzbierać złość, że nikt nas nie uprzedził, że tak to wygląda i zaczęłam poważnie się zastanawiać czy w ogóle stać nas na tę szkołę.

Teraz już trochę się uspokoiłam. Oczywiście dopłaciłam brakujące 150 złotych na fundusz klasowy i mam nadzieję, że kwas jakoś się rozejdzie. Liczę też na to, że to wszystko wynika z faktu, że to wrzesień, zawsze jest dużo do kupowania, ale jak już raz zostanie kupione to posłuży długo. Niemniej jednak na rozpoczęciu roku szkolnego ktoś rzucił propozycję by co miesiąc wpłacać 50 złotych na fundusz. Jestem naprawdę zaskoczona, bo w społecznym p-kolu naszych dzieci prócz comiesięcznego czesnego płaciliśmy dodatkowo jedynie 20 złotych na semestr, wszystkie inne wydatki pokrywało i organizowało przedszkole. Nie miałam pojęcia, że w szkole wygląda to zupełnie inaczej :(

Mam nadzieję, że pod względem merytorycznym i "opiekuńczym" szkoła rzeczywiście się sprawdzi i jest warta tych wszystkich akcji.

7 komentarzy:

  1. Będzie co czytać całą jesień ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście uważam że faktycznie szkoła nieco przesadza z obciążaniem finansowym rodziców. Skoro płacisz czesne to podstawowe środki powinny być finansowane właśnie z tego. Czymś innym są podręczniki, przybory itp. a czymś zupełnie innym dozowniki na ręczniki oraz wyposażenie klasy, To przecież powinna zapewnić placówka....więc nie dziwi mnie twoje zaskoczenie, a co na to mąż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest tak samo zaskoczony jak ja. Pół biedy, gdyby wcześniej poinformowano nas dokładnie jak to wygląda, bylibyśmy przygotowani.

      Usuń
  3. Płacicie za gąbkę do tablicy? Czy czesne obejmuje chociaż tablicę, czy też ją macie sami kupić?
    Z ciekawości - chętnie bym się dowiedział, co to za szkoła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy skarbniczka przedstawia potem kwity, które jasno pokazują na co poszło te 300 zeta od każdego dziecka? Coś czuję, że nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że przedstawia. Nie mam żadnych zastrzeżeń do uczciwości rodziców, tylko zaskoczyły mnie wszystkie te wydatki, które rodzice finansują. W społecznym p-kolu, jak wspominałam, było zupełnie inaczej.

      Usuń
  5. Ja płace za przedszkole córki i jedyne co trzeba opłacic to przejazdy autokarowe na wycieczki plus książka do angielskiego i organizacja urodzin. Płacic za dozownik do papieru to już przesada jest gruba

    OdpowiedzUsuń