środa, 27 stycznia 2016

To by było na tyle jeśli chodzi o moją świetlaną, zawodową karierę

Pisałam w poście z 5 marca 2015 roku o tym, że zostałam w obecnej pracy, gdyż złożono mi propozycję, której się nie odrzuca. Z datą obowiązującą od 2 stycznia 2016. Nie wspominałam o tym, ale gdy przyjaciele przyszli z szampanem by oblewać ten "sukces", byłam powściągliwa, wolałam nie zapeszać, za każdym razem podkreślałam, że nie przywiązuję się do tej propozycji - póki nie stanie się faktem. Jedna z Was skomentowała mój post z 5 marca zeszłego roku, że pewnie mam wszystko na piśmie, ale oczywiście,  że nie mam nic na piśmie. "Zaufanie jest najważniejsze" - jak powiada mój szef.

Pod koniec zeszłego roku sądziłam, że coś się zacznie dziać w związku z moim zapowiadanym awansem. Ale nic się nie działo. W międzyczasie wielokrotnie dochodziłam do wniosku, że ten awans może być tylko iluzoryczny i wyjdę na tym jak Zabłocki na mydle - odrobina prestiżu, drobny zastrzyk gotówki, połączony z wymogiem całkowitego poświęcenia się robocie. Miałam wrażenie, że to jednak jest wysoka cena. Poza tym bałam się zepsucia relacji z koleżankami, ale wszyscy znajomi mówili mi, że nie mam się na to oglądać.

Przyszedł styczeń i nadal nic nikt nie wspominał o obiecanym mi awansie, aż do połowy miesiąca, kiedy to przyszedł do mnie mój szef i pod pozorem troski o mnie ("co się z tobą dzieje, masz jakieś problemy? jesteś zupełnie inną osobą niż jeszcze pół roku temu") po prostu zrównał mnie z ziemią. Konkluzja była taka, że wykazuję za mało zaangażowania, ale rzeczy, które mi powiedział, były naprawdę okropne. Strasznie się popłakałam (of kors, gdy już skończyliśmy gadać, bo w trakcie rozmowy nie mogłam pojąć co się właściwie dzieje) i płakałam całą drogę do domu i w domu też. Chciałam się jakoś obronić i następnego dnia zadzwoniłam do niego by umówić się na kolejną rozmowę w 4 oczy, ale nie miał czasu przyjechać do biura i zaproponował byśmy pogadali przez telefon. W sumie dobrze się stało, bo pod koniec tej rozmowy znów miałam łzy w oczach. Wszystkie zarzuty z dupy. Nic merytorycznego. Zastanawiałam się naprawdę głęboko nad tym, że może on faktycznie widzi mój brak motywacji, moje zniechęcenie, może nawet wypalenie zawodowe, ale prawda jest taka, że mimo to pracuję raczej solidnie. Nie zawalam (chyba). Jak się za coś zabieram to staram się naprawdę angażować i drążyć tematy. Czasem, z braku czasu po prostu, nie mam możliwości takiego naprawdę rzetelnego podejścia do niektórych kwestii, ale to naprawdę wynika z braku czasu i sama nad tym boleję, że taka jest gówniana organizacja pracy.  Rzeczywiście czasem bywa tak, że nie mogę się zabrać za pracę, trochę się snuję, jestem zniechęcona, ale jak zaczynam czuć nóż na gardle to daję radę. Przedstawione mi zarzuty dotyczyły kwestii trzecio i czwartorzędnych i raczej takich, że nikt by nie przypuszczał, że ktoś na moim stanowisku powinien zaprzątać sobie głowę takimi rzeczami jak czynności techniczne i za nie odpowiadać.

Ostatecznie ustalone zostało, że za trzy miesiące się spotkamy by sfinalizować mój opóźniony awans. Oczywiście o ile "postawię kropkę nad i". Ale ja już mam to gdzieś. Czuję się oszukana. Nawet jeżeli szefostwo stwierdziło, że się nie nadaję, mogli załatwić to bardziej elegancko, bez mieszania mnie z błotem.  Podejrzewam, że chodziło wyłącznie o to by zatrzymać mnie w firmie bo było roboty dużo. Mało tego - podejrzewam, że od początku wcale nie chcieli mi dać tego awansu i to miała być taka kara, swego rodzaju prztyczek za to, że miałam pomysł by odejść do konkurencji - wiem, że pachnie to manią prześladowczą i teorią spiskową :)

Pomyślałam też, że to kara za tamtą złamaną w mojej niedoszłej pracy obietnicę.

Niezależnie od wszystkiego, muszę zacząć się porządnie organizować i szykować jaką alternatywę. Raczej nie jestem w stanie pracować tam dłużej.

3 komentarze:

  1. Wierz w siebie. Podczas tych 3 miesiecy szukaj nowej pracy. Jestes super. Nigdy nie watp w siebie. Twoj szef to jak pijawka. Ale pozaluje jak odejdziesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że w marcu obiecywali gruszki na wierzbie z odroczonym terminem tylko po to żeby zatrzymać Cię w firmie, a teraz kombinują jak to nie dać Ci awansu, ale nie pokazać, że to ich wina. A mają też świadomość, że zostaniesz, bo tamta propozycja przepadła a Ty nawet nie szykowałaś się na to, że oni tak postąpią. Wydaje mi się, że za trzy miesiące przyjdą i powiedzą, że chętnie dali by Ci awans, ale nie myjesz po sobie kubeczku i niestety to Cię dyskwalifikuje. Rozglądaj się za nową pracą, chociażby po to żeby za te trzy miesiące mieć możliwość trzaśnięcia drzwiami bez zostania na lodzie.
    Głowa do góry. Wszystko się ułoży!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zerknęłam szybko na post z marca i... to ja byłam tą osobą, która pytała, czy masz to wszystko na piśmie. A wiesz dlaczego? Bo życie nieraz skopało mi tyłek tak dotkliwie, że nauczyłam się już, że inaczej się po prostu nie da. Na pewno nie w Polsce. Niestety okazało się, że miałam rację.

    Głowa do góry, wszystko się ułoży.

    Moja dobra koleżanka z praca dowiedziała się dwa tygodnie przed końcem umowy, że jednak nie zostanie ona przedłużona. Choć teoretycznie wszystko było dograne. No właśnie, teoretycznie, nie na piśmie...

    Trzymam kciuki, żeby wszystko się udało, tak jak sobie tego życzysz ;-)

    OdpowiedzUsuń