sobota, 9 kwietnia 2016

Na rozdrożu

Wielokrotnie pisałam o swoim poczuciu zagubienia, braku satysfakcji z pracy, o tym, że praca mnie nie uszczęśliwia, raczej jest źródłem stresu, smutku, ale też - na szczęście - pieniędzy i to tylko one mnie w niej trzymają.

Wiecie też, że od dłuższego czasu wysyłam swoje zgłoszenia, szukam czegoś innego, innego miejsca do pracy. Byłam na dwóch rozmowach (w ciągu nieco ponad dwóch miesięcy), co obrazuje jak kiepsko wygląda rynek. Jednak ostatnia rozmowa, w kancelarii chłopaków z mojego roku, uświadomiła mi, że naprawdę nie chcę już pracować dla kogoś. Wiem, że zabrzmi to słabo i zawistnie, ale pomyślałam sobie, że to oni są tam, gdzie ja chciałam i nadal chciałabym być. Zaczynaliśmy z tego samego pułapu, a nawet w zasadzie to ja, jako pierwsza na roku, obroniłam się by zdawać na aplikację jeszcze w tym samym roku, w którym skończyłam studia. Zatem o rok wcześniej nabyłam uprawnienia zawodowe, jestem też o rok młodsza od reszty ludzi z moich studiów, bo poszłam rok wcześniej do szkoły. Byłam więc dwa lata do przodu. Pamiętam jaka byłam dumna, gdy mając 27 lat zostałam radcą prawnym. I co? Nic, zmarnowałam to bo było mi bardzo wygodnie pracować dla kogoś i nie byłam w stanie podjąć ryzyka. Nie myślałam długofalowo, tylko płynęłam z prądem. Wiadomo, że w pierwszym okresie kariery zawodowej praca u kogoś jest niezbędna, żeby nabyć doświadczeń, ale ja przegapiłam moment, kiedy trzeba było "iść na swoje" i utknęłam w pułapce myślenia, że sama nigdy niczego nie osiągnę i że mam jeszcze czas.

Te chłopaki, u których byłam na rozmowie, zbudowali fantastyczną kancelarię, a wiem, że merytorycznie wcale nie są lepsi ode mnie. Tylko co z tego?? Po co mi były te lata pracy dla kogoś, skoro nadal, ciągle, jestem tylko czyimś "wyrobnikiem"? Mam 36 lat, powoli zbliża się moment, kiedy człowiek chciałby zacząć zwalniać, poświęcać więcej czasu sobie i rodzinie, odcinać kupony od tego wysiłku, który włożył w swoje wykształcenie i zdobywanie doświadczenia. Ale ja na razie tego na horyzoncie nie widzę. W gruncie rzeczy zawodowo niewiele osiągnęłam, chociaż moje CV z pewnością wzbudza zainteresowanie.

Rozmawiałam ostatnio z kilkoma przyjaznymi mi osobami i w czasie tych rozmów oraz refleksji po nich zaczął wyłaniać się wniosek, że dalej już tak nie mogę. MUSZĘ zacząć działać. Muszę zaplanować co dalej i zacząć konsekwentnie do tego dążyć. Dodatkowo na blogu Michała Szafrańskiego trafiłam na taki podcast: http://jakoszczedzacpieniadze.pl/priorytety-30-latka-zycie-kariera-finanse i wysłuchanie go (zwłaszcza punkt 12 i 13) skłoniło mnie do napisania tego posta.

Za parę lat będę pracować dla siebie. To się musi udać. W tej chwili, w obecnej sytuacji, z kilkudziesięciotysięcznym zadłużeniem takie postanowienie brzmi dość abstrakcyjnie, ale posiadanie jasnego celu ułatwi mi zadanie. Podejrzewam, że moja niechęć do prawa i prawniczej roboty wcale nie bierze się stąd, że nie lubię swojego zawodu. Podejrzewam, że jestem zawodowo wypalona przez to, że ciągle towarzyszy mi uczucie, iż niewiele osiągnęłam, a z owoców mojej pracy czerpią pełnymi garściami inni, a nie ja i moja rodzina.

Do końca bieżącego roku chciałabym spłacić:
- debet w ROR (9k)
- dług u mamy (zostało 3k z 12,8)
- kredyt, który zaciągnęłam na remont mieszkania (zostało 2k z 50k).

Zostanie mi leasing i jeden kredyt konsumpcyjny (na ok. 4k z 7k). Leasingu nie mogę nadpłacać, natomiast gdyby wpadły jakieś dodatkowe pieniądze ze zleceń może udałoby się spłacić jeszcze ten kredyt konsumpcyjny. Wówczas w 2017 roku mogłabym zacząć budować poduszkę finansową z prawdziwego zdarzenia.

Mąż musi w tym roku spłacić swoje zadłużenie na kartach i zostanie mu kredyt na samochód, ale tutaj planowanie jeszcze muszę dopracować. Musimy usiąść i poprzeliczać wszystko oraz ustalić porządnie w jakiej kolejności spłacamy.

Jak w 2016 roku uda nam się pozbyć większości długów to rok 2017 będzie rokiem prawdziwego oszczędzania - odkładania pieniędzy na poduszkę finansową. Wtedy, w połowie roku 2018 mogłabym porzucić pracę dla innych i podjąć ryzyko pracy na własnym. Za dwa lata. Trzymajcie za mnie kciuki, bo za 2 lata chcę Wam tu napisać, że otwieram swoją kancelarię.

Oczywiście, boję się, że w tym czasie stracę pracę ja albo Myszkin i cały plan się obróci wniwecz, ale jakiś plan przecież trzeba mieć, prawda?

P.S. 1 Na początku maja mam wreszcie dostać awans w pracy, ten obiecany, który miał być w styczniu. Zostanę wtedy wspólniczką w mojej aktualnej pracy. W ogóle nie traktuję tego w kategoriach sukcesu, bo to wspólnictwo jest symboliczne i może być tak, że koszty (skoro jestem wspólnikiem to muszę być dostępna 24/7) przewyższą korzyści (symboliczny udział w zyskach kancelarii) i ta sytuacja kompletnie zatruje mi życie. Ale zacisnę zęby i postaram się dać radę i temu sprostać.

P.S. 2 Nie myślcie proszę, że uprawiam tu jakąś reklamę Michała Szafrańskiego i jego bloga. Ten facet jest naprawdę inspirujący i myślę, że mogę sporo mu zawdzięczać.






3 komentarze:

  1. Czytam i się zastanawiam Ale nad sobą. Widzę ze ty już jesteś świadoma co chcesz i wiesz jak to osiągnąć. Masz plan a to najważniejsze i będzie tak jak z oszczedzaniem - uda się. Ja jestem w takiej czarnej dupie. Wcześniej jak sama wiesz pracowałam w ZUS. Może miałam marne zarobki Ale czułam ze coś znacze. A po pierwszej ciąży poszłam pomóc mężowi prowadzić firmę. I to był strzał w kolano. Dla niego on i jego decyzję są najważniejsze. Uważa ze ja się mu stawiam. On nie widzi tego ile ja robię ciągle ma pretensje. Marzę o niezależności by pracować przynieść do domu konkretne pieniądze i powiedzieć "zobacz i ja zarabiam ". Ale nie mam pojęcia od czego zacząć tymbardziej ze ciągle on mi skrzydła podcina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może od szczerej rozmowy? Bo chyba to jest podstawowy problem - problem z komunikacją między Wami. Wiem, że łatwo powiedzieć, ale niestety tak to wygląda. Jeśli to możliwe, powinniście na spokojnie, bez pretensji i zbędnych emocji pogadać o tym wszystkim. Przecież decyzję o tym, że nie będziesz pracować w ZUS, podjęliście wspólnie jak mniemam?
      Życzę powodzenia i wszystkiego dobrego.

      Usuń
    2. Narazie jest to chyba nieosiągalne tzn szczera spokojna rozmowa. Czas pokaże co będzie dalej

      Usuń