wtorek, 1 października 2019

Zapiski z podróży (komunikacją miejską)

Mam dzisiaj dyżur u klienta, na takie okazje ubieram się porządniej, tzn. nie dżinsy i sweter/bluza, tylko raczej spodnie materiałowe, czasem spódnica, do tego jakaś bluzka, marynarka albo po prostu sukienka (rzadko, chyba że latem) no i buty. Z butami jest taka sprawa, że na rower albo do tramwaju zakładam płaskie - baleriny, mokasyny lub półbuty. Na obcasy porywam się wyłącznie wówczas gdy jadę samochodem albo Uberem. Ale dzisiaj wystroiłam się w nową sukienkę, która aż prosiła się o obcas, nie bardzo chciałam jechać Uberem, więc postanowiłam podjąć wyzwanie, zaryzykowałam i obułam się w buty na solidnym, grubym słupku, żadne tam szpilki. Do takiego stroju plecak kompletnie nie pasuje, więc odkopałam aktówkę. Wcisnęłam do niej kompa z przyległościami, drugie śniadanie, okulary, portfel, kartę do tramwaju i do firmy, telefon i już NIC więcej nie dało się tam wcisnąć (później okazało się, że także wyciągnąć bez wyciągania całej reszty).  No i poszłam na tramwaj z aktówką na ramieniu oraz parasolem i książką w dłoni.
Do przystanku mam jakieś 500 m, już po 50 przywoływałam w myślach głos Ewy Chodakowskiej przekonującej mnie bym zapomniała o bólu (stóp). Z wsłuchiwania się w ten głos wyrwała mnie aktówka, która spadła z ramienia na chodnik, bo zerwał się pasek - karabińczyk nie wytrzymał ciężaru i pękł. Przekonało mnie to ostatecznie, że jednak dobrym tropem było kupowanie męskich toreb i aktówek, bo producenci galanterii skórzanej najwyraźniej sądzą, że kobiety noszą w aktówkach albo zwykłe, tekturowe teczki a4 albo MacBooki Air bez zasilaczy. Nie noszą też śniadań, gdyż albo ich nie jedzą albo jedzą po prostu w knajpach. W związku z tym przykrym zdarzeniem dalszą drogę na przystanek pokonałam niosąc w jednej dłoni książkę i parasol, a w drugiej ciężką aktówkę. Dodatkowo całą drogę obawiałam się, że ucieknie mi tramwaj bo nie będę w stanie do niego podbiec w obcasach i z całym tym majdanem w rękach.
Na szczęście tak się nie stało, ale gdy dotarłam na przystanek byłam zupełnie wykończona i marzyłam tylko o tym żeby usiąść, niestety ławki były zajęte. Miejsca w tramwaju także były zajęte, więc stałam na krzywej podłodze (te nowoczesne tramwaje miewają przedziwnie wyprofilowane podłogi), co w butach na obcasach było cholernie niekomfortowe i nie miałam jak chwycić się czegokolwiek, bo ręce miałam zajęte aktówką, parasolem i książką. Ostatecznie udało mi się jakoś zagnieździć i pozbyć bagażu z rąk, ale nie było łatwo.

Nie było też łatwo odszukać kartę do firmy w tej pieprzonej aktóweczce, a później klucz do pokoju - musiałam wywlec telefon i przytrzymać go między dekoltem a podbródkiem (no bo ręce miałam już zajęte innymi rzeczami) ryzykując, że mi spadnie. Wreszcie z ulgą (po raz pierwszy ;) opadłam na fotel.

Wracam Uberem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz