czwartek, 23 maja 2013

roller coaster

Jestem tak zarobiona, że nie mam czasu na pisanie. Pewnie już nikt tu nie zagląda, skoro zupełnie nic się nie dzieje... Nie wiem czy tak będzie przez cały czas, ale póki co mam bardzo intensywny okres w pracy. Wracam do domu o 18 lub po. Nigdy wcześniej. Po powrocie obiad, zabawa z dzieciakami, kąpiel i o ile nie mam nic służbowego do zrobienia to albo padam na twarz albo oglądam z Myszkinem odcinek Ally MacBeal i padam na twarz. W pracy czuję się już bardziej swojo, powoli zaczynam czuć się tam na miejscu. Wyzwań jest mnóstwo, aktualnie biorę udział w 3 dużych projektach, więc naprawdę się dzieje. Faktem jednak jest, że ostatnie dwa weekendy też upłynęły mi pod znakiem pracy. Pocieszam się, że trafiłam akurat na taki ciężki moment i staram się cieszyć (na ile starcza mi sił), że jednak np. wczoraj i dziś mogłam zostawić kompa w pracy. Oprócz tego zrobił się większy ruch w moich prywatnych zleceniach, więc akurat wszystko się skumulowało.

Nie pamiętam już czy wspominałam, że Pupu zamieszkał w pokoiku z siostrą? Chyba tak. Od tego czasu trochę się skiepściło z zasypianiem u niego. Porykuje, wierci się i nie może zasnąć czasem nawet do 21.30. Zastanawiam się w czym rzecz - cały dzień jest grzeczny jak anioł, przychodzi pora spania i gość zaczyna robić jazdy. Bywa, że wybudza się wieczorem po kilka razy, ale jak wreszcie zaśnie na dobre to na papu budzi się dopiero ok. 5-6 rano. No i zaczął wreszcie samodzielnie siadać!!! Ale do przodu nadal nie umie się ruszyć dlatego w najbliższy wtorek idziemy na rehabilitację. Nasza niania trochę się temu opierała (bo to ona docelowo będzie z nim tam jeździć i to w dodatku tramwajem), ale byłam nieugięta. Ćwiczenia na pewno mu nie zaszkodzą, mogą tylko pomóc. Musi iść na rehab i koniec.
Nie kojarzę również czy pisałam o tym, że Chłopcu ma za sobą pierwszą noc u babci, bez rodziców! Jak go zawieźliśmy po południu to po naszym wyjeździe był niespokojny, zestresowany, płakał jak tylko tracił babcię z pola widzenia, zwymiotował całą kolację z tych nerwów, ale spał jak zabity od 20.20 do 6.30 i następnego dnia był w świetnym nastroju :)

Dodam jeszcze, że przez ten kierat zaniedbałam kontakty z koleżankami no i w sumie z mężem też. Nie mam ani czasu ani sił. Jeszcze nie miałam takiej sytuacji w całym życiu, żeby nagle dojść do wniosku, że od dawien dawna z nikim się nie spotkałam, nie słyszałam... Dziwne uczucie.

4 komentarze:

  1. Zaglądamy,zaglądamy nic się nie martw;) Zajmij się teraz rzeczami ważnymi,a jak się już w pracy ogarniesz to i na bloga wrócisz.W każdym razie ja zaglądam regularnie, i cieszę się że choćby kilka słów skrobniesz;);)

    OdpowiedzUsuń
  2. zagladamy i czekamy cierpliwie az wszystko sobie poukladasz :)

    OdpowiedzUsuń