wtorek, 31 maja 2016

Dom

W ostatnim czasie kilku znajomych wyprowadziło się do domów. Odwiedzaliśmy ich, przesiadywaliśmy w ogrodach i mi też zachciało się domu. Dodatkowo obserwując jak dzieciaki super się bawią gdy jesteśmy na działce, cały dzień urzędują na dworze, a po powrocie do bloku skaczą nam po głowie, doszłam do wniosku, że chcę na stałe zamieszkać w domu z ogrodem.

Dwa tygodnie temu zaczęłam przeglądać ogłoszenia i znalazłam przefantastyczny dom. Zachwyciliśmy się nim totalnie. Ja już po zdjęciach widziałam, że jest super, ale po wizycie tam, ten dom również Myszkina, który generalnie był nastawiony bardzo sceptycznie do pomysłu przeprowadzki za miasto, zupełnie opętał. Dziś jedziemy tam po raz drugi z kolegą budowlańcem, który ma ocenić kwestie techniczne. Żeby było śmieszniej, to dopiero drugi dom, który widzieliśmy na żywo, ale oboje zgodnie i kategorycznie stwierdziliśmy, że ten albo żaden. Jest niesamowity, jakby żywcem wyjęty z naszych marzeń. Nawet niezbyt szałowa lokalizacja nas nie zniechęca. Dom stoi bowiem na zupełnym wygwizdowie. Tzn. jest tam skupisko kilku domów (w których jest mnóstwo dzieciaków), ale poza tym to szczere pole. Co prawda do najbliższego miasteczka jest tylko 3 km, a do centrum mojego dużego miasta, w którym mieszkam i pracuję - 17 km, ale stacja kolejowa jest oddalona o 5 km, a autobus dojeżdża tylko do tego mniejszego miasteczka, w którym następnie trzeba się przesiąść na kolejny autobus do miasta, więc bez samochodu raczej słabo. Ale to nam nie przeszkadza. Pożądamy tego domu jak wariaci. 

Jest tylko jeden problem.

Żeby go kupić, musimy sprzedać mieszkanie, a nie jest łatwo sprzedać 93 m2. Tydzień temu opublikowałam ogłoszenie i poza pośrednikami NIKT nie zadzwonił. Wiem, że to tylko tydzień, wiem, że mieszkania sprzedają się miesiącami, ale tym ludziom, którzy sprzedają ów dom, zaczyna chyba zależeć na czasie bo też już od dłuższego czasu borykają się z jego sprzedażą i nawet obniżyli cenę o 90k. W końcu znajdą kupca, który rzuci im na stół walizkę z pieniędzmi, a my będziemy pluli sobie w brodę, że jesteśmy gołodupcami i wymarzony dom ktoś sprzątnął nam sprzed nosa.

Z poziomu absolutnej ekscytacji i urządzania w myślach mojego nowego domu, popadam w czarną rozpacz. Już wiem, czuję, że nic z tego nie będzie, a ten dom to jest właśnie TEN. Innego nie chcemy, a wiemy, że nie znajdziemy drugiego, który nas tak zachwyci.

Kredyt? Teoretycznie możliwy, ale nie mamy wkładu własnego, a trzeba mieć 15%. Poza tym kredyt na prawie 700k jest czymś, czego wolałabym nie mieć w swoim życiu. Jeśli z mieszkaniem nadal będzie taki zastój, pewnie zaczniemy myśleć o kredycie, ale na razie... może zdarzy się jakiś cud i spadnie nam z nieba kupujący, który weźmie nasze świetne mieszkanie i obsypie pieniędzmi?

A jakie są Wasze doświadczenia ze sprzedażą mieszkań i przeprowadzką pod miasto??  

4 komentarze:

  1. Nie podpowiem bo ani nie sprzedawalam mieszkania ani domu nie kupiłam Ale dla mnie dom z ogrodem to też moje marzenie tylko mnie jednak przeraża dojezdzanie do miasta albo wozenie dzieci non stop

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś w gorącej wodzie kąpana z tego co widzę. Mieszkanie sprzedawałam tylko o połowę mniejsze. Zajęło mi to 3 miesiące. Ale nie chciałam zejść z ceny więc może to było przyczyną.Teraz szukamy działki a potem pewnie budowa domu nas czeka. Nie martw się o dom. Mało kto ma 700k żeby wywalić na "dzień dobry"sama pisałaś że nie mogą sprzedać. W ogóle to bardzo duża kwota więc zastanawiam się na jakiej działce jest wybudowany ( ile arów) i jaka jest jego powierzchnia. Może taniej byłoby wam kupić działkę w tamtej okolicy i wybudować dom taki jaki chcecie od początku do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, trochę jestem niecierpliwa :) Jak już coś wymyślę, to się bardzo niepokoję gdy się nic nie dzieje w temacie. Ale staram się ochłonąć. W niedzielę mamy spotkanie z potencjalnym kupującym nasze mieszkanie, zobaczymy czy to będzie coś obiecującego, czy tylko zwykłe oglądactwo.
      Budowa nie wchodzi w rachubę, wykończyłaby mnie psychicznie. Poza tym budowa przynajmniej z rok by potrwała, a jak uda nam się sprzedać mieszkanie to nie będziemy mogli czekać rok na nowe lokum ;)
      Ten dom odpowiada nam pod każdym względem, wymaga jedynie odświeżenia (malowania ścian) i można się wprowadzać. Oczywiście cenę zamierzam negocjować, jest korzystna, ale dla nas jeszcze trochę zbyt wysoka.
      Wczoraj rozmawialiśmy z właścicielem, okazuje się, że nie ma dużego ciśnienia na tą sprzedaż, ale chciałby w sumie zamknąć temat. Wspominał coś o jeszcze jednej potencjalnej kupującej, ale bez wielkiego przekonania.
      Powiedziałam mu, że jak sprzedamy mieszkanie to się zgłosimy, żadne zadatki i umowy przedwstępne mnie nie interesują. Muszę mieć pieniądze na koncie żeby kupować. Jeśli ktoś nas ubiegnie - będziemy wkurzeni, ale trudno. Będzie nowy temat do rozkminienia ;)))

      Usuń
  3. Dzień Dobry! Jeśli pytanie o doświadczenie z przeprowadzką za miasto aktualne to chętnie się podzielę moim. Mieszkam w domu, 200 metrów od granicy administracyjnej Krakowa, więc super blisko (podmiejski pociąg 16 minut) od 7 lat, mój synek miał wtedy 8 lat. I faktycznie dla dzieciaka to przednia zabawa, dużo czasu na powietrzu, także w zimie. Tylko dzieci szybko dorastają i chcą być samodzielne - dlatego polecam jednak miejsce z łatwym dojazdem komunikacją typu bus/autobus/pociąg (u nas jest to średnio przyjazne). Najtrudniej nam było jak dziecko chodziło do podstawówki i na różne dodatkowe zajęcia - najzwyczajniej byliśmy zmęczeni dojazdami w tą i z powrotem (bo nie chcieliśmy mu zmieniać szkoły). Na szczęście u nas w miasteczku jest dobra infrastruktura: basen kryty, lodowisko, ścianka wspinaczkowa, hala lekkoatletyczna - więc teraz mamy spokój. Mój mąż też przyznaje szczerze, że przeliczył się z wielkością ogrodu - ma sporo roboty i mimo że to lubi czasem narzeka - więc teraz na pewno bym nie decydowała się na dużą działkę, albo inaczej bym ją zaplanowała. Dalej uważam, że dom jest fajny - ale widzę też ile pracy wymaga (lub płacenia za każdą drobnostkę komuś: koszenie, malowanie, odśnieżanie, itd) - to główny powód narzekania znajomych, którzy nigdy wcześniej nie mieszkali w domu. Ja mam szczęście, bo mój mąż wychował się w domu więc dokładnie wiedział na co się pisze. W każdym razie warto faktycznie tak to zaplanować (np. nie brać kredytu), by za jakiś czas móc zmienić decyzję - kilku znajomych wróciło już spod miasta do miasta.

    OdpowiedzUsuń