czwartek, 10 sierpnia 2017

trening do maratonu

Maraton 15 października, zostało więc niewiele ponad dwa miesiące. Realizuję plan treningowy dla debiutantów w maratonie, opracowany przez pasjonatów z grupy biegowej, do której należę (póki co tylko wirtualnie, bo nie lubię biegać w grupie). Dzisiaj przypada ósmy trening, ale jeden opuściłam w międzyczasie. W sumie i tak nieźle, że tylko jeden, zważywszy na mordercze upały, które nie zachęcają do wzmożonego wysiłku.

Aktualnie stacjonujemy na działce, biegam pod wieczór i jak słońce chowa się za drzewami, temperatura robi się w miarę znośna. To jednak nie trening pod półmaraton - dystanse od 10 km w górę, więc trenowanie pochłania sporo czasu. Łatwo nie jest, lecz daję radę. Nie wiem jak będzie gdy pojedziemy na wakacje. W Bułgarii zapewne temperatury wyższe niż u nas, może być trudniej. No nic, zobaczymy :)

W międzyczasie zdarzyło mi się być w Płocku na Audioriver - przefantastyczna impreza! W przyszłym roku chciałabym pojechać na cały festiwal, teraz byłam tylko na jedną noc.

A z mniej przyjemnych rzeczy, które się również wydarzyły w tzw. międzyczasie - konflikt z koleżanką z pracy. Taki najstraszliwszy. Nawet nie chce mi się tego opisywać, ale nie uwierzylibyście jak - zdawałoby się dorośli, ogarnięci ludzie - potrafią się zachowywać. Ja nadal jestem w szoku. I jestem też coraz bardziej zmęczona koniecznością współpracy i zarządzania tyloma osobami. Mam dość, a pracy będzie coraz więcej. Korzystając z tego, że zespół jest jeszcze w miarę w komplecie (bo wspomniana koleżanka odchodzi z połową września), deleguję zadania merytoryczne ile mogę, bo koordynacja na tylu frontach zajmuje mi mnóstwo czasu - tydzień, dwa tygodnie temu siedziałam w robocie po 10 godzin żeby to wszystko ogarnąć. Doszłam do wniosku, że głupia jestem i muszę myśleć bardziej o sobie i o rodzinie, a nie oglądać się na każdego innego by broń Boże nie musiał zostać 15 minut dłużej w pracy. Biorąc zaś pod uwagę to, że dojazd do domu (tzn. na działkę) zajmuje mi minimum godzinę, naprawdę zależy mi by wychodzić jak najwcześniej.

No i news miesiąca - korzystając z tego, że nie muszę Pupu zawozić do p-kola (które jest aktualnie nieczynne) jeżdżę do pracy rowerem! No dobra, na razie przyjechałam dwa razy, ale jestem zachwycona. Mąż podwozi mnie z działki pod dom, z domu biorę rower i pedałuję do pracy, z pracy do domu na rowerze i z domu na działkę ponownie z mężem. Jazda z domu do pracy zajmuje mi około 20 minut - mniej więcej tyle co samochodem, a o ile przyjemniej! Póki pogoda i okoliczności pozwolą, będę pedałować, bo to od razu nieprawdopodobnie pozytywnie ustawia cały dzień! Polecam każdemu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz