czwartek, 2 czerwca 2011

Czajnik

Mój Tata, kilka dni przed swoją śmiercią, gdy żegnałam się z nim po popołudniowej wizycie, powiedział mi coś zagadkowego - że jest jak czajnik, w którym wrze, ale on jednak cały czas pogwizduje.

Wczoraj poczułam się jak taki czajnik. Jak czajnik, który jeszcze trochę pogwizduje, ale za chwilę przestanie bo wewnętrzne bulgotanie wrzątku sprawi, że gwizdek spadnie i będzie po zawodach.

Planujemy rozbudowę mieszkania. Wiąże się to z kredytem (niezbyt wysokim, ale gotówkowym i krótkoterminowym, więc rata będzie oscylować w okolicach 1.000 złotych miesięcznie), utratą dochodów z tytułu najmu kawalerki i zwiększeniem czynszu. Nie wiem jak to się dzieje, ale już teraz koniec miesiąca jest finansowo ciężki, więc nie wyobrażam sobie jak będzie z dodatkowym obciążeniem i z ograniczeniem dotychczasowych dochodów. Pomyślałam więc o podwyżce. Zastanawiałam się nad tym od kilku dni i ostatecznie wczoraj postanowiłam o tym porozmawiać z szefem. Mówiłam mojemu mężowi, że taki mam plan. Podwyżki na razie nie dostałam, temat jest otwarty, wrócimy do niego za miesiąc. Dzwonię do męża i zaczynam relacjonować mu rozmowę, a on odpowiada, że nie ma teraz czasu i mam się streszczać. Powiedziałam, że to dłuższa historia i w takim razie pogadamy w domu. W międzyczasie mieliśmy jeszcze wizytę konstruktorki i architekta, którzy badali czy ściana nośna, w której mamy zrobić przejście, jest przygotowana do przebicia, czy trzeba będzie ją zabezpieczać. Mój mąż wczoraj wracał z Warszawy więc zadzwoniłam do niego by powiedzieć mu o wnioskach z tej wizyty no i dostałam zjebkę, że dzwonię akurat jak on się zgubił. I że nie ma teraz czasu ze mną rozmawiać o ścianach i konstruktorce. Zadzwonił za czas jakiś i łaskawie zainteresował się wynikami ekspertyzy. A na koniec mówi: "jeszcze chyba coś mi chciałaś opowiedzieć z jakąś dłuższą historią", zapytałam więc czy pamięta czego dotyczyła ta dłuższa historia, a on "no chyba coś o pracy i o przebojach z klientem". Kurwa!!! Ja od kilku dni łażę jak kot z pęcherzem, zastanawiam się czy ruszać temat podwyżki, w końcu zdobywam się na odwagę, a mój mąż tak bardzo ma to w nosie, że nawet nie pamięta, iż zaczęłam mu już o tym opowiadać. Jak piszą w tabloidach - SZOK!!!

Natychmiast odechciało mi się z nim gadać o czymolwiek. Poczułam się jak wspomniany na wstępie czajnik, a takze jak ten muł, który ciągnie cały załadowany po brzegi wóz. Większość spraw domowych jest na mojej głowie, dzień w dzień obiad, pranie, zmywanie, mycie, ubieranie, czesanie Zosi, przygotowywanie jej do snu, tym wszystkim ja się zajmuję. Temat powiększania mieszkania też ja ograniam - wybieram kuchnię, sprawdzam ceny podłóg, kontaktuję się z architektem, załatwiam plany, nie mówiąc już o tym, że obydwa te mieszkania są moje i ja organizuję też kredyt na remont. Mój mąż miał zająć się podłogą, ale w zasadzie scedował to na swoją Mamę (ma znajomościw tartakach). Poza tym nie wnosi właściwie nic. I nawet kwestia mojej podwyżki jest dla niego najwyraźniej obojętna. Pomyślałam, że poza byciem tatą dla Zosi nie jest mi do niczego potrzebny taki mąż, bo nie stanowi dla mnie ŻADNEGO oparcia. Ani emocjonalnego, ani organizacyjnego ani nawet finansowego. Nie jest też dla mnie partnerem do seksu bo od jakiegoś czasu stałam się dla niego przezroczysta. Jakbym w ogóle nie istniała, jakby mnie nie było. Pomyślałam też, że gdybym miała polegać na nim, a nie na sobie, byłabym już dawno w głębokiej, czarnej dupie. Żadne urlopy wychowawcze i tego typu sprawy nie wchodzą w grę, bo przepadlibyśmy z kretesem. Wielokrotnie napomykałam mu, że powinien zorganizować sobie podwyżkę, ale pracując w niemieckim koncernie potulnie czeka aż to firma sobie o nim łaskawie przypomni "bo takie są procedury".

Wrócił z tej Warszawy i już od progu zaczyna skarżyć się na swój problem z pamięcią. Że niby dlatego nie pamiętał o mojej rozmowie z szefem na temat podwyżki. Nie dlatego, że ma to gdzieś, czy że po prostu nie przywiązuje wagi do tego co mówię. On ma poważny problem z pamięcią. Leżałam w wannie nic nie mówiąc, no bo jak można skomentować takie wywody? Skoro uważa, że ma problem z pamięcią niech idzie do lekarza-proste. A mój mąż poczuł sie zlekceważony, obraził się i poszedł sobie.

On ma problem z pamięcią, a ja mam problem z mężem, który jest jak dziecko. Czuję, że jeszcze chwila, jeszcze moment i wybuchnę bo docieram do kresu sił fizycznych, ale przede wszystkim psychicznych. I naprawdę nie chce mi się bawić w jakieś damsko-męskie podchody, słodkie uśmiechy, pochwały, zachwyt nad tym jaki jest wspaniały bo umył kuchenkę i inne gierki mające doprowadzić do tego by postępował zgodnie z moimi oczekiwaniami... No ludzie, jesteśmy dorośli, cały dzień zapieprzam w pracy, wracam do domu, padam na pysk, a tu jeszcze cała chata na głowie, więc uśmiech i pochwała to ostatnia rzecz o jakiej myślę. Poza tym, czy mnie ktoś chwali za to, że piorę, gotuję i sprzątam? Potrzebuję partnera, który realizuje rzeczy do zrobienia bo po prostu trzeba je zrobić, bez proszenia i oczekiwania na poklask.

Zazdroszczę Mamie G. męża - przyjaciela.

2 komentarze:

  1. A ja myślę, że My- Mamuśki wszystko na siebie bierzemy a poźniej mamy pretensje o brak pomocy. Jesteśmy Dziamgające i wiecznie wkurwione. Nie prosimy o pomoc, bo jest oczywiste, ze facet powinien pomagać. Jak nic nie robi, same podkasamy rękawy i zapierdalalmy. Oni mają lusus.
    Na marginesie, zastanawiam się też czy Twój Mąż nie ma jakiejś Baby na boku jak ma taki optymistyczny obrazek w domu.
    Mój chyba ma, ale nieważne.
    Stwierdzam też z bólem, że mój mąż -tak jak i Twój - nie wnosi do domu nic poza byciem Tatusiem (choć i to wątpliwe, bo przy dziecku wszystko robię ja a On drze tylko gębę - o przepraszam- WYCHOWUJE. Co niestety skutkuje tym, że dziecko się Go boi).
    Stwierdzam też, że żaden inny facet nie będzie miał tyle cierpliwości do mojego dziecka co biologiczny. Więc każda zamiana będzie o dupę potłuc. Najlepiej się rozwieść i wypieprzyć raz na zawsze wszystkie męskie gacie z domu.
    Ament.
    PS. U nas już toczą się rozmowy o rozwodzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech (my dzieci nie mamy), ale mój maż też uwielbia się skarżyć na pamięć. Ma poważny problem z pamięcią, a ja się złoszczę, zamiast się martwić i mu współczuć. Pozdrawiam, kawiasta

    OdpowiedzUsuń