czwartek, 6 grudnia 2012

Nieudane zakupy

Prześladują mnie pechowe zakupy. Zaczęło się od zamówienia w szeroko reklamowanym na każdym możliwym portalu Zalando takiej oto uroczej sukienki na służbową wigilię:

http://www.zalando.pl/mintberry-sukienki-czerwony-m3221c04w-304.html

Po 8 dniach oczekiwania na przesyłkę okazało się, że zaginęła. Na szczęście wybrałam opcję za pobraniem, bo tak to nie miałabym ani sukienki ani kasy.
Postanowiłam też zakupić dżinsy rurkowate, takie, żebym mogła je wkładać do kozaków. Strasznie się napaliłam na te dżinsy, wiedziałam dokładnie jak mają wyglądać i we wtorek wybrałam się na dwugodzinne zakupy (planowałam kupić jeszcze kilka prezentów). Sądziłam, że w dwie godziny spokojnie wszystko załatwię, ale w tych galeriach handlowych to człowiek musi przecież pokonywać na piechotę takie odległości, że dwie godziny minęły jak chwilka, na dodatek nie znalazłam takich spodni jakie chcę w żadnej z sieciówek. Szukałam tam właśnie, bo planowałam wydać na dżinsy nie więcej niż 150 złotych. W międzyczasie Myszkin zadzwonił, że Młody ryczy, więc się zestresowałam i żeby dopełnić swej misji, jak głupia poszłam do sklepu z dżinsami, gdzie wiadomo, że ceny są o milion wyższe niż w rzeczonych sieciówkach. No i tam właśnie, w Big Starze, kupiłam w końcu spodnie za kwotę 219 złotych. Nie odpowiadały mi do końca, ale wiecie jak to jest - jako zaganiana mamuśka w pośpiechu doszłam do wniosku, że przynajmniej będę mieć z głowy jeden temat.
Już jak wróciłam do domu wiedziałam, że postąpiłam źle. 219 złotych to zdecydowanie za dużo za spodnie, które nie do końca mi się podobają, więc postanowiłam je oddać następnego dnia. Tak właśnie uczyniłam, wcześniej kupiwszy w innej galerii handlowej moje wymarzone spodnie, które znalazłam w Reserved i które kosztowały 129 złotych, zatem cena również zachęcała do zakupu (w tym czasie z Małym była moja mama, którą specjalnie zamówiłam na tę okoliczność). Zadowolona wróciłam z tymiż spodniami do domu, oderwałam metkę, wbiłam się w nie i jak tylko usiadłam z rozpaczą skonstatowałam, że tkanina ma tzw. błąd - taką dość dużą, ciemniejszą kreskę na samym przodzie. Nie widziałam jej w przymierzalni bo byłam oczywiście bez okularów, poza tym ona stała się wyraźna dopiero jak materiał się naciągnął na mym udzie. To mnie po prostu dobiło. Nie dość, że nalatałam się jak głupia, straciłam mnóstwo czasu na korowody ze spodniami to jeszcze te moje wymarzone po zerwaniu metki ujawniły mi swoją straszliwą wadę. Zastanawiałam się nawet czy je reklamować, czy odpuścić, bo już naprawdę nie miałam siły na to wszystko. Wiedziałam jednak, że ten błąd nie da mi spokoju i przez to nie będę ich nosić. Dzisiaj więc, jeszcze przed południem, zapakowałam Chłopca do samochodu i w olbrzymiej śnieżycy ruszyliśmy do Reserved. Jak idiotka sądziłam, że skoro wada jest ewidentna i powstała z pewnością nie z mojej winy, co widać na pierwszy rzut oka, to reklamację będę mogła załatwić od ręki i po prostu wymienić spodnie na niewadliwe (które jeszcze wczoraj na pewno tam były, bo to dość świeża kolekcja). Zapomniałam, że LPP (właściciel Reserved) to nie Ikea czy TK Maxx, gdzie reklamacje załatwia się w 3 sekundy w sposób satysfakcjonujący dla klienta, który wychodzi ze sklepu z uśmiechem od ucha do ucha. Nie. W polskiej firmie oczywiście jest cała procedura - spisanie protokołu, dwa tygodnie oczekiwania na rozpatrzenie i dopiero wówczas się okaże czy otrzymam te pieprzone spodnie, czy zwrot gotówki. Założę się jednak, że za dwa tygodnie mojego rozmiaru (który pewnie jest dość "chodliwy" bo standardowy - 27/32) po prostu już nie będzie i zostanę bez spodni i znowu stracę masę czasu i nerwów na ich poszukiwanie. Na dodatek pani w sklepie poleciła mi dzwonić do nich! Heloł?? To chyba sprzedawca informuje kupującego o rozpatrzeniu reklamacji, a nie kupujący wydzwania sto razy do sprzedawcy żeby dowiedzieć się czy ten raczył pozytywnie ustosunkować się do oczywistej sprawy. Naprawdę się wściekłam bo to czysty absurd. Wiem, że przepisy dają sprzedawcy czas dwóch tygodni na rozpoznanie reklamacji, ale do ciężkiej cholery, jest jeszcze coś takiego jak obsługa klienta, która w tym przypadku okazała się beznadziejna!! Nie rozumiem jaki jest problem w tym by załatwić tak oczywistą rzecz od ręki. Czytałam też na jakimś forum, że LPP w razie uwzględnienia reklamacji i braku możliwości wymiany towaru oferuje kartę podarunkową w ramach zwrotu gotówki. Jest to oczywiście niezgodne z przepisami, bo odstąpienie od umowy powoduje konieczność zwrotu dokonanych świadczeń, czyli ja oddaję spodnie, a oni mi pieniądze, które mogę wszak wydać gdzie chcę. Karta podarunkowa jest niestety ważna tylko u nich. Niech spróbują zrobić mi coś takiego to ja z kolei zrobię im w tym sklepie jesień średniowiecza i jeszcze poszczuję Chłopcem ;))
Ależ byłam zła!! Przede wszystkim na tę głupią politykę firmy LPP, na tę zbędną biurokrację, która w sposób całkowicie bezsensowny pochłania tyle czasu tylu osób. Aż odechciało mi się tych spodni.
Na dodatek Myszkin wczoraj zabrał się za naprawianie odkurzacza i najpierw go naprawił, ale w międzyczasie coś gdzieś przerwał i odkurzacz zepsuł się na amen. Tak, w ferworze świątecznych wydatków konieczność nieplanowanego zakupu odkurzacza zdecydowanie nie poprawiła mi nastroju. A odkurzacz być musi, bo chałupa nam już brudem zarosła kompletnie.
Super jest jednak to, że udało mi się kupić część prezentów. Zostało mi jeszcze trochę do kupienia, ale może uda mi się wyskoczyć na chwilę do pobliskiego centrum handlowego jak niania przyjdzie w przyszłym tygodniu zapoznawać się z Chłopcem i jego zwyczajami. Oczywiście nie zaraz w poniedziałek czy wtorek, ale może np. w czwartek będę mogła zostawić ich samych na jakiś czas?
Aha, czy wspominałam, że w tym roku pierwszy raz w życiu będę urządzać Wigilię??? Otóż tak właśnie!

3 komentarze:

  1. Dziwnie macie z ta reklamacja. U Nas do 7 dni roboczych mozna oddac wszystko, nawet ciuchy przecenione i kasa jest od reki.
    Wspolczuje):

    Ja juz 7 raz przygotowuje Wigilie sama i powiem szczerze,ze dla mnie to juz wszystko inaczej wyglada. Nie ma to jak pojechac do rodzicow i czuc sie gosciem...
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję zakupów, bo coś co miało być przyjemnością okazało się koszmarem :/
    Co do Wigilii to ja uważam że może być fajnie, tak rodzinnie. Lubię takie rodzinne święta, choć jeśli będziesz musiała robić wszystko sama to nie zazdroszczę. Ja póki co, bez względu na to gdzie się odbywają święta staram się by każdy coś zrobił. To trochę odciąża i sprawia że święta nie stają się koszmarem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń