poniedziałek, 17 grudnia 2012

Znów jesteśmy chorzy. Tym razem właściwie wszyscy, ale dzieci najbardziej. Mysia zachorowała jako pierwsza - w czwartek miała katar, w piątek doszedł do tego kaszel, a w niedzielę zaczęła posikiwać, co oznacza, że znowu rzuciło się jej na układ moczowy. Nie wiem jak jej wytłumaczyć żeby nie siadała na dworze na nic pupskiem. Jak wychodzą w p-kolu na ogród (a wychodzą codziennie, niezależnie od pogody) to odbywa się swobodna zabawa. Panie pewnie nie są w stanie przypilnować każdego, a dzieci jak to dzieci - jak zwróci się uwagę to ukucnie, ale za chwilkę, zapamiętana w zabawie rozkraczy się tyłkiem na ziemi i zapalenie pęcherza pojawi się wówczas jak w banku. Codziennie przypominam, że ma pod żadnym pozorem nie siadać na niczym, ale pewnie to moje gadanie nie zostawia w jej pamięci najmniejszego śladu...
Chłopcu dostał katar w nocy z soboty na niedzielę, ale taki, że nie można dać mu rady. Odciągam gluty aspiratorem podłączanym do odkurzacza (brzmi straszliwie, ale to całkowicie bezpieczna i rewelacyjna metoda, polecam każdemu!), a po 10 minutach znów aż bąble wychodzą mu z nosa. Oczywiście nie może przez to wszystko spać ani jeść, ale usypianie na nocny sen nadal odbywa się w łóżeczku z pełnym sukcesem. Tzn sukcesem jeśli chodzi o usypianie, bo przez katar (tak sądzę, że właśnie przez to) budzi się po pół godzinie i jest kłopot z ponownym zaśnięciem gdy nos zawalony dokumentnie. Mam jednak nadzieję, że pozytywny wzorzec się utrzyma, a jak dolegliwości miną, to i sen będzie spokojniejszy i twardszy.
Przez te zdrowotne zawirowania pojechaliśmy wczoraj z dzieckami na pomoc doraźną. Mysia dostała antybiotyk i furaginę, a u Chłopca lekarka zdiagnozowała ząbkowanie. Oprócz tego zmasakrowała mu siusiaczka bo tak mocno naciągnęła skórkę, że aż mu tam popękało. Teraz oprócz kataru i zębów doskwiera mu pewnie ten pokiereszowany siusiak, a ja proszę los, by oszczędził mu kłopotów z tym jeszcze. Przemywam rumiankiem licząc, że się ładnie zagoi i będzie po wszystkim.  
Dziś zatem siedzę w domu z obydwoma moimi dziateczkami, lansuję się przy myciu okien (umyłam już dwa!) w dresie i fryzurze w totalnym nieładzie, Chłopca muszę cały czas nosić w nosidełku bo dostaje szału jak leży i katar nie pozwala mu oddychać. A po południu czeka mnie służbowa Wigilia więc z domowego "garkotłuka" przeistoczę się niczym Kopciuszek w przepiękną królewnę :))) buahahahaha!!!

3 komentarze:

  1. zdrowia dla dzieciaków życzę!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i dobrze że będzie ta służbowa wigilia, bo trochę się oderwiesz od tego szpitala ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja dla masiusinki (ma tyle co twoja córcia) jak ma katar daję Sulfarinol i na patyczek daję 2 krople i jej miziam w jednej i drugiej dziurce w nosku.... przechodzi jej dosłownie w 2 dni katar.

    OdpowiedzUsuń