środa, 15 stycznia 2014

Urodzinowo

Wczoraj skończyłam 34 lata. Niby nic takiego, a jednak ta rocznica wywołała, jak to się pisze, tzw. falę wspomnień. W szczególności przywołała wspomnienia urodzin sprzed 10 lat - 24 znaczy. Spędziłam je w Libanie, z tego co sobie przypominam było włóczenie się po Bejrucie, pewnie jakaś kolacja w knajpie... Czy to właśnie z okazji urodzin zwiedzałam groty Jeita? Ech, nie wnikając w szczegóły i abstrahując od tego z kim i w jakich okolicznościach oraz w jakim charakterze przebywałam w Libanie, cieszę się bardzo, że mogłam tam być.

Ale tutaj, po 10 latach, 14 stycznia 2014 - skrzecząca rzeczywistość. Nieudany początek dnia, brak życzeń od męża (bo się nie uśmiechałam, czym zniechęciłam go do miłych gestów - a jak tu się uśmiechać, skoro zaspałam godzinę, Chłopczyś dwa razy wymiotował i wszystko szło nie tak?), a później latanina by zorganizować urodzinowy prezent dla mamy (która urodziła się również 14 stycznia) i zlądowanie w robocie o godzinie 11. Jej "dzień dobry" (mówcie co chcecie, ale nigdy nie zrozumiem dlaczego rodzona matka wita mnie słowami "dzień dobry" zamiast "cześć') i zdawkowe podziękowanie za prezent oraz rozbrajające stwierdzenie przy okazji składania życzeń o treści jak zawsze, że ona "nie szarpnęła się" (cyt.) na prezent dla mnie. Pierwszy raz mama nie miała dla mnie nic na urodziny. Może to głupie, może dziecinne, ale naprawdę zrobiło mi się cholernie przykro.

W międzyczasie przeprosiny od męża, że z rana nie poradził sobie z urodzinowym tematem, ale co z tego, że przeprosił jak niesmak pozostał?? Po południu przywitał mnie wielkim bukietem kwiatów i winem, jednak zaznaczył, że prezent muszę sama sobie kupić, on zaś może mi na ten cel przekazać zadeklarowaną kwotę.No i znów poczułam się dziwnie, bo ja jego niedawne urodziny uczciłam jak trzeba, od początku do końca.

Ej, czy ja nie jestem przypadkiem zbyt wymagająca??? Bo już się trochę gubię. Czy oczekiwanie, że mąż w dzień moich zasranych urodzin powita mnie życzeniami i wręczy prezent jak człowiek jest wygórowane?? No dobra, kwiaty i wino trochę ratują sytuację, ale w moim odczuciu nie do końca.

Dzisiaj natomiast, w imię jasnego wyrażania swych emocji, zapytałam mamę dlaczego nie miała dla mnie prezentu na urodziny i zakomunikowałam, że sprawiło mi to przykrość. No i zaczęła się jazda bez trzymanki. Na moje nerwy to trochę zbyt wiele. Ale wracając do tematu - ona skwitowała moje pytanie śmiechem. Zapytałam czy uważa to za zabawne, na co mama odparła, że nie, ale chłopakom (moim braciom) też nic nie kupuje. "A czy spotykasz się z nimi w ich urodziny?" "No nie"."A czy dostajesz prezenty od nich?" "Nie." "No właśnie". "No to co chcesz na te urodziny? (ej, teraz uwaga...) Rajstopy?" Rajstopy - wymarzony prezent dla każdej kobiety. Pamiętam jak mama przy większości okazji kupowała rajstopy swej pierwszej synowej "bo nie wiem co jej kupić, a rajstopy zawsze się przydadzą". Nie mam nic przeciwko rajtkom, dobre rajtki są zupełnie okej, ale w tym konkretnym przypadku to pytanie było jak chlaśnięcie ścierką prosto w pysk. "Nie, nie chcę rajstop". "No widzisz! To co chcesz?? Książkę?!" "Może być książka..."

Co za koszmar... te rajstopy będą mi się po nocach śniły. Jak mogła, no jak??? Niezależnie od urodzin i rajstop, funkcjonujemy teraz w jednym biurze i to jest naprawdę ciężki temat. Powoli zaczynają wychodzić różne potencjalne zarzewia konfliktów. Począwszy od wizji tego jak całe zaplanowane przedsięwzięcie ma być prowadzone, po ciągłe wyrzuty, że co myśmy najlepszego zrobili sprzedając te stare graty, które tam zalegały i że bałagan i ona się nie spodziewała itd. Zaczyna się również zarysowywać także poważny konflikt na tle finansowym. Bo chyba nie dogadałyśmy kilku istotnych szczegółów. Tzn. ja chyba nie zrozumiałam jak ona sobie wyobraża moje tam funkcjonowanie. Do tej pory ciągle słyszałam, że skoro mam taką szansę - możliwość korzystania z całkowicie wyposażonego lokalu w centrum miasta, to powinnam z tej szansy skorzystać, bo to ogromne ułatwienie itd. No racja. Naiwnie sądziłam, że pomoże mi w pierwszych, ciężkich miesiącach "na swoim", nie oczekując płacenia za lokal. Ale mama chyba jednak oczekuje, że to korzystanie będzie się odbywać na zasadach raczej rynkowych. A na to mnie na razie nie stać i żadna to dla mnie okazja płacić własnej matce nie wiadomo ile za wynajem prawie stumetrowego biura, które - bądźmy szczerzy - jest mi potrzebne jak dziura w moście. Mnie wystarcza jeden pokój. W pozostałych pomieszczeniach miało być biuro coworkingowe - sądziłam, że po prostu wchodzimy w to razem - ona daje lokal i ponosi częściowe ryzyko związane z tym, że koncepcja nie wypali, a ja inwestuję w marketing (strona www, reklamy itd.) oraz angażuję czas i siły w kwestie organizacyjne (remont, przemeblowania, opracowanie dokumentów, zawieranie umów, pilnowanie interesu). Gdybym wiedziała, że jednak ona nie tak to sobie wyobraża, to sama podnajęłabym biurko u kogoś, np. u mojego byłego szefa.

16 komentarzy:

  1. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Sto lat i dużo cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę dziwnie mama podchodzi do sprawy Waszej wspólnej pracy. Powinna pomóc a nie gnębić na początku, kiedy wiadomo, że jest ciężko. A co do niekupionego prezentu to faktycznie przykro, nie trzeba się zbytnio głowić, żeby komuś sprawić uśmiech i to zarówno mam mamę jak i męża na myśli, mąż chociaż się wybronił, ale mama szkoda gadać. A jak Ty jej za rok nic nie kupisz to przyjmie to tak lajtowo jak tego od Ciebie oczekiwała teraz? Spóźnione sto lat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego naj z okazji urodzin!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień miałaś tragiczny, ale prawdę mówiąc czytając nieźle się ubawiłam. Nie z Ciebie oczywiście, ale podejścia najbliższych...
    Gdy pierwszy mąż wręczył mi na święta, bon bym sama sobie coś kupiła, utwierdziłam się w przekonaniu że nic nas nie łączy i czas się rozwieść. Po kilku miesiącach się wyprowadziłam. Nie namawiam Cię do rozwodu, absolutnie. Tyle że tak mi się jakoś skojarzyło... ;)
    Faceci już są jacyś tacy dziwnie i nie potrafią udźwignąć tak prostego tematu jak urodziny czy rocznica... Czemu? Nie pytaj, sama się nad tym zastanawiam i pojąć nie mogę. Przecież wystarczy tylko słuchać swojej partnerki/żony i zanotować sobie w głowie czego potrzebuje o czym marzy itp.
    Cóż może zastosuj podobną metodę przy najbliższej okazji rzuć mu jakąś kwotę na stół i powiedz kup sobie coś kochanie :)
    A mamie proponuję kupić rajstopy na dzień matki, na pewno się ucieszy ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi rajstopami na dzień matki to dobre! Muszę tak zrobić :)

      Usuń
  5. wszystkiego dobrego kochana! (wiesz, ze jesteśmy ten sam rocznik? ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. 100 lat,jak to mówią życie zaczyna się po 30,to ty jeszcze prawie w pieluchach paradujesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze inni mówią, że życie zaczyna się po czterdziestce - co oznacza, że nawet jeszcze dobrze się nie urodziłam :))

      Usuń
    2. jakby nie patrzeć gówniara jesteś :P

      Usuń
  7. Zdrowka, pomyślności i samych dobrych dni :-)

    OdpowiedzUsuń