Zaczyna we mnie grać bojowa pieśń tygrysicy. Jak rozliczamy się bez sentymentów, to z obydwu stron. Ja po upływie terminu aktualnego zwolnienia zgłoszę się do pracy w pełnej gotowości (o ile rzecz jasna zdrowie mi pozwoli). Jeśli mój szef uważa, że nie mam tam czego szukać, niech wypowie mi umowę - z trzymiesięcznym terminem wypowiedzenia :))) Sam na taki nalegał... Do porodu akurat wystarczy. A później zobaczymy. I tak nie chcę współpracować z kimś, kto moją trudną sytuację czyni pretekstem do zbudowania własnej korzyści. Nie mam umowy o pracę, ale mam umowę o współpracy, ona w końcu też obowiązuje, do kurwy nędzy!!! Nie będzie dogadywania się poza umową, ze skrajną dla mnie niekorzyścią!!! 2 kwietnia mam kontrolę u lekarza i umówiłam się z szefem, że po kontroli spotkamy się znowu i ustalimy co dalej. Jak będzie trzeba spotkamy się w sądzie.
* Tytuł posta stanowi tytuł książki Chua Amy
o, i teraz mi się podobasz ;))
OdpowiedzUsuńooo... i tak trzymaj. A my bedziemy trzymac za Ciebie kciuki :)
OdpowiedzUsuń"You can do it!" :-)
OdpowiedzUsuńi tak trzymaj kochana!
OdpowiedzUsuńNie daj się Śliwko.
OdpowiedzUsuńCzłowiek, który próbuje w ten sposób wykorzystać sytuację to totalna szmata.
Tylko czy ku**a musiał to robić akurat teraz, kiedy Ty potrzebujesz spokoju...?
Co za ludzie....
Ściskam mocno i trzymam kciuki, Śliwko.
ale totalny cham!!!! nie podarowała bym mu!!
OdpowiedzUsuńdasz radę!
OdpowiedzUsuńksiążka ciekawa, trochę przerażająca, trochę fascynująca, bardzo prawdziwa