piątek, 16 marca 2012

Leżę, leżę...

Przyjechałam wczoraj do szpitala. Najpierw przez dwie godziny czekałam na IP na przyjęcie, ponieważ moja pani dr kazała mi być przed 9, a przyjęcia były od 10. Nie wiedzieć czemu, mimo że przyjechałam jako pierwsza, zostałam przyjęta jako ostatnia. W międzyczasie okazało się jeszcze, że nie ma miejsc na patologii ciąży i to wszystko wydłużyło to beznadziejne czekanie.

No ale wreszcie mnie przyjęli. Zabrali na usg. Robiła je ta sama lekarka, która badała mnie kiedy w styczniu byłam na IP z powodu obawy, że sączą się wody płodowe. Na usg nie zbadała szyjki, zbadała ją ręcznie i stwierdziła, że jest nieco skrócona. Zaordynowała 3 x 2 aspargin i 3 x 1 duphaston. Żadnej kroplówki, żadnego fenoterolu. Od tego czasu nikt więcej mnie nie badał. Mam wrażenie, że nikt nie wie po co tu jestem, tzn. skoro miałam skierowanie to nie było bata - musieli mnie przyjąć, a skoro już przyjęli to 3 doby muszę tu, za przeproszeniem, przekiblować, żeby nfz zwrócił szpitalowi kasę. Leżę więc i dostaję 3 razy dziennie tabletki. Żyję nadzieją, że w niedzielę  mnie wypuszczą bo naprawdę nie widzę najmniejszego powodu bym musiała tu leżeć. Lekarz i położne na obchodzie pytają tylko jak się czuję i nic nie mówią o dalszych badaniach. Chcę jednak wymusić przed wypisem dodatkowe badanie szyjki na usg, chcę wiedzieć co się tak naprawdę dzieje z tą moja szyjką, bo przez nią jestem bliska obłędu.

Oprócz tego nudzę się jak mops, trochę czytam, trochę śpię. Współlokatorki fanki TV na szczęście już poszły do domu i teraz mam taką, która też nie lubi TV, więc jest dużo spokojniej. Wczoraj od telewizyjnego jazgotu przez okrągły dzień, wieczorem bolała mnie głowa niemiłosiernie. Swoją drogą, naprawdę nie przypuszczałam, że w tej telewizji puszczają taki shit - jakieś programy "z życia wzięte" o dramacie surogatki, wplątanej w relację z rodziną, w której występuje psychopatyczny mąż, tudzież o babce w depresji poporodowej, rujnującej życie swoje i rodziny. Rzygi na maksa (wybaczcie te brzydkie określenia).

Trochę nawet udało mi się popracować, ale oczywiście nie przesadnie. Trzymajcie kciuki żeby było dobrze i żebym nie musiała przeleżeć dalszej części mojej burzliwej ciąży, tj. ok. 3,5 miesiąca.

4 komentarze:

  1. trzymam kciuki mocno! to moja najgorsza fobia - trafić do szpitala i tak leżeć... i nic się wokół nie dzieje... i nie robią badań, nie rozmawiają, po prostu cię przechowują... może w niedzielę wyjdziesz! (upominaj sie o to badanie szyjki - musisz wrócić do domu ze spokojną głową)

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymam śliwko, niech już będzie lepiej, nie daj się!

    OdpowiedzUsuń
  3. najgorsze takie leżenie i nikt ci nic nie mówi wrrrr...niestety w naszych szpitalach jak się człowiek nie upomina, nie dopomina to nic nie wie....trzymam kciuki będzie dobrze! :)

    OdpowiedzUsuń