wtorek, 22 maja 2012

Doktor Judym?

Byłam wczoraj na wizycie. Niestety moje pozytywne wrażenie w sprawie aktualnego doktora zostało mocno  nadszarpnięte. Na początku doktor borykał się z klimatyzatorem, szukał w szufladzie chyba jakichś kwitów od tego urządzenia, klikał pilotem itd. Okej, może to dla komfortu pacjentek, chociaż w gabinecie temperatura była przyzwoita. Na pytanie co dobrego u mnie słychać odpowiedziałam, że po raz kolejny nabawiłam się infekcji górnych dróg oddechowych i dzień wcześniej byłam na pomocy doraźnej z powodu gorączki oraz ogólnie bardzo złego samopoczucia. Zapytał jakie leki stosowałam i to był koniec tematu mojej infekcji. Najwyraźniej uznał, że sama sobie świetnie poradziłam i nie musi udzielać mi dalszych porad. Następnie było badanie ginekologiczne i usg. Odniosłam wrażenie, że doktor bardziej koncentruje się na zrobieniu dzidziusiowi fajnej fotki niż na sprawdzeniu jego dobrostanu. No dobra, może się czepiam, ale tak to wyglądało. Po badaniach zaczęłam temat porodu. Powiedziałam, że termin zbliża się wielkimi krokami, a ja po pierwszym, dość dramatycznym porodzie, mam wielki stres związany z tym nadchodzącym. "Chce pani rodzić naturalnie czy mieć cięcie?" - padło bezpośrednie pytanie. No super. Czyli jednak można mieć cesarkę na życzenie. Wiadomo jednak, że nie za darmo i w tym momencie poczułam się okropnie niezręcznie. Nie potrafiłam zadać bezpośredniego pytania ile to będzie kosztowało. Próbowałam uzyskać odpowiedź zadając bardziej subtelne pytania, jednak doktor ostatecznie mi nie odpowiedział. Miałam wrażenie, że traktuje mnie trochę jak jakiegoś półgłówka. Na koniec wizyty powróciłam jeszcze do tematu infekcji sygnalizując, że nie byłam z tego powodu w pracy i chciałabym otrzymać zwolnienie na 3 dni. "Dam pani na 4 tygodnie". Oponowałam tłumacząc, że dobrze się czuję i chcę pracować. "I tak pobiła pani normę światową, nie ma mowy o chodzeniu do pracy, pani ma stan po cięciu, czy pani chce żeby coś złego się stało?? Droga pani, to już jest naprawdę pora żeby przystopować, proszę mnie posłuchać! Ma pani już jedno dziecko, niech się pani uśmiechnie, no czego pani siedzi taka smutna?? Niech się pani uśmiechnie, pobawi się z dzieckiem i odpocznie." I wypisał mi zwolnienie na 4 tygodnie. Świetnie!! Tylko że jak ja mam wystawić fakturę będąc na zwolnieniu??? I jak ja mam wyjaśnić szefowi, że jednak nie będę pracować do połowy czerwca, tak jak planowałam?? Poczułam się potraktowana nie jak dorosła osoba, tylko jak młoda siksa, która nie ma prawa do własnego zdania. Byłam tak skołowana, że już nie miałam siły tłumaczyć mu, że tak długie zwolnienie to dla mnie tylko kłopot. Nie rozumiem - skoro jest wszystko w porządku, dlaczego jego zdaniem nie mogę pracować???
Na koniec, zamiast paragonu z kasy fiskalnej (tak jak było do tej pory) uścisnął mi dłoń na pożegnanie. Może uznał, że jednak nie jestem zakamuflowaną pracownicą urzędu skarbowego i po kilku pierwszych wizytach można przestać wygłupiać się z tymi paragonami....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz