czwartek, 4 kwietnia 2013

Zarobiona jestem!

Na prawdziwo! Chociaż jeszcze nie zaczęłam nowej pracy to poniekąd trochę już tam działam. Tzn. obsługuję we własnym imieniu klienta, którego oni do mnie skierowali. No i jestem strasznie wkręcona, nie chcę dać plamy więc wszystko sprawdzam milion razy i to zajmuje mi okropnie dużo czasu. Wiem, że moje poczynania są mniej lub bardziej weryfikowane przez przyszłych szefów i czuję sporą presję. I wiem też, że jak już zacznę pracować w nowym miejscu to lekko i łatwo nie będzie, oby chociaż przyjemnie.

Nagle stałam się też jakaś taka niepewna siebie jeśli chodzi o kontakty interpersonalne z tymi nowymi ludźmi. Ciągle mam jakieś wątpliwości czy dobrze zrobiłam, że o coś zapytałam lub że coś powiedziałam. Przestałam czuć taki wewnętrzny luz, który od dawna mi towarzyszył. Zaczynam się obawiać, że... hmmm.... jakby to powiedzieć... jednak nie będzie takiej dobrej chemii między nami. I może to zostać spowodowane moim stresem i właśnie brakiem luzu. Wiecie, jak człowiek jest spięty to wygaduje czasem różne głupoty i później wynikają z tego niezbyt komfortowe sytuacje. Dzisiaj tak miałam, że w czasie rozmowy z tym klientem chciałam coś żartobliwie rzucić w temacie, ale chyba zabrzmiało to bardziej jak ironia i wzbudziło lekkie oburzenie.  

Z innych rzeczy: zapytałam ostatnio mamę dlaczego nie chce spędzać czasu z moimi dziećmi, zwłaszcza z Chłopcuszkiem. Zapytałam czy ma z nim jakiś problem, bo przyjeżdża do nas tylko na moją wyraźną prośbę, kiedy nie mam z kim zostawić dzieci gdy Myszkin jest za granicą, ale sama nigdy nie wykazuje najmniejszych chęci i nie wykazuje żadnej inicjatywy spotkania się z nami czy to u nas, czy u niej w domu. Oczywiście odpowiedziała, że to nieprawda, że nie chce spędzać z nimi czasu, tylko nie wie kiedy miałaby ten czas spędzać bo nie chce nam przeszkadzać.
Gdybym miała tzw. cycki to by mi opadły kompletnie. Zaczęłam klarować, iż przy dwójce małych dzieci, kiedy jestem z nimi całkiem sama każda pomoc jest dla mnie cenna więc o jakim przeszkadzaniu jest w ogóle mowa. A ona po prostu zmieniła temat!!!!!!!!!! Ja gadam o tych dzieciach i nagle słyszę: no, kupiłam prezent urodzinowy dla Mysi (była w galerii handlowej), więc chyba pojadę już do domu bo jestem zmęczona.
Zapytałam dzisiaj czy w niedzielę może posiedzieć 2 godziny z Chłopcem, bo Mysia ma imprezę urodzinową w sali zabaw, a maluszka nie ma sensu tam ciągnąć, no i co się okazało? Że nie może, bo jest umówiona (ze swoim facetem) i najwyraźniej jest to takie, kurwa, pilne i ważne, że ona nie wie czy to spotkanie będzie mogła przełożyć.

Mam wrażenie, że nie mamy sobie już nic do powiedzenia. 

Widzę wielki mur, za którym prawdopodobnie stoi moja matka, ale jej samej już nie widzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz