środa, 7 sierpnia 2013

No i po wakacjach

Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Próbowałam wzbudzić w mym mężu pozytywne nastawienie, uświadamiałam mu co chwilkę, że wakacje z dziećmi to nie to samo co bez dzieci, ale że damy radę, budowałam przyjazną atmosferę, prosiłam o to, byśmy traktowali się po partnersku i wszystko o kant tyłka potłuc. Myszkin, po zapoznaniu się z wyglądem Chorwacji, doznał zachwytu, a jednocześnie frustracji, że nie może korzystać z jej uroków tak jakby sobie tego życzył. No i postanowił dać wyraz tej frustracji i okazać niezadowolenie, że przyjechał w tak piękne miejsce z cholerną rodziną, która uniemożliwia mu czerpanie z wyjazdu pełnymi garściami. Nie zajmował się Chłopcem w ogóle, na moje prośby/polecenia żeby wykonał przy nim jakieś czynności odwarkiwał, generalnie cały czas grał rolę ciężko pokrzywdzonego.

Ale mnie to wyprowadziło z równowagi. Zmarnował mi pierwszy urlop od 3 lat!! Jak tak można??!!! Powiedziałam mu to wszystko chyba w 3 dniu naszego wyjazdu, trochę gadaliśmy no i było lepiej, zaczął się bardziej angażować w opiekę nad Chłopczykiem, ale gdy proponowałam byśmy pojechali na jakieś krajoznawcze wycieczki zaznaczał od razu, że on będzie robić zdjęcia i nie ma zamiaru zwracać uwagi na dzieci. Zajebiście. W związku z tym, w Dubrowniku przez cały dzień sama nosiłam Pupiantego w piekielnym upale bo szanowny mąż wyżywał się artystycznie. I jeszcze miał pretensje, że gorąco i że te dzieci, które we wszystkim nam przeszkadzają. Nie był zadowolony. Poważnie zaczęłam rozważać rozstanie. Powiedziałam mu, że skoro to są 3 nasze wspólne wakacje wyjazdowe (oprócz tego 3 razy byliśmy na małych, 5-6 dniowych wakacjach w Pl) i 3 w zasadzie nieudane, to problem nie leży w gorącu czy dzieciach, tylko w nas, naszych relacjach. I że ja chcę spędzać czas z moimi dziećmi i pokazywać im świat. Chcę jeździć do pięknych miejsc i ładnej pogody i godzę się na to, że obecność dzieci nie pozwoli mi na robienie dokładnie tego, na co mam ochotę. Powiedziałam, że jeżeli nasze małżeństwo ma trwać dalej powinniśmy udać się na terapię rodzinną.

Obiecał, że dowie się gdzie, od kolegi, który korzystał z takiej pomocy. No i chyba się wybierzemy bo inaczej tego nie widzę. Z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że nie łączy nas już prawie nic poza dziećmi i wspólnym gospodarstwem. Emocjonalnie czuję obojętność. To jak zachowywał się na wakacjach było tak beznadziejne, że żal dupę ściska. 

A teraz wesoły powrót do pracy! Mam ochotę stąd uciec, nie jestem na swoim miejscu, ciągle się nie odnajduję. Czuję, że co chwilę popełniam jakieś błędy w układaniu relacji międzyludzkich. To zupełnie nie działa, tak jak sobie wyobrażałam, że będzie działało.

1 komentarz:

  1. Zupelnie jakbys miala trzecie dziecko ... bardzo smutne, bo nagle okazuje sie, ze jestes zdana sama na siebie. Ale oczywiscie trzymam kciuki za powodzenie terapii :)

    OdpowiedzUsuń