piątek, 16 sierpnia 2013

Sukces przypłaca się zdrowiem (psychicznym)

Ciekawy wywiad przeczytałam:

 http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,14440653,Coraz_wiecej_pacjentow_poradni_psychiatrycznych___Za.html#Cuk

Od kilku tygodni myślę o tym, żeby rzucić w cholerę tę robotę, która mnie wykańcza. To przerażające - pracuję w nowym miejscu tak naprawdę 3,5 miesiąca, a czuję się kompletnie wypalona. Sukces? Jaki sukces, mam wrażenie, że wszystko chrzanię, za co się nie wezmę, to jest źle. Tempo i stres są takie, że mnie to po prostu przerasta. Nie ogarniam. Przy wykonywaniu bieżących czynności popełniam błędy i zaniedbania, o które nigdy bym siebie nie podejrzewała. Jakbym miała wyłączone myślenie, uważność. Nie wiem co się ze mną dzieje. Żyję od weekendu do weekendu czekając na te krótkie chwile wytchnienia. Czuję się wyobcowana, podejrzewam, że wkurwiam bezpośrednich współpracowników swoim zagubieniem. W poprzedniej pracy czułam się akceptowana, wyluzowana, zajebista w tym co robię, miałam poczucie bezpieczeństwa. Teraz jest wręcz przeciwnie. Jestem spięta, wiem, że są do mnie pretensje i zastrzeżenia i czekam kiedy dostanę wypowiedzenie, bo jestem przekonana, że prędzej czy później to nastąpi. Nie nadaję się.

Dlatego coraz częściej zastanawiam się w imię czego to wszystko? Tych kredytów, które musimy spłacać? Pierdolonego samochodu??? Eleganckich ubranek, w które wbijam się do pracy? Nowych butów? A może sprzedać samochód, spłacić jeden kredyt? Zostałabym w domu z Małym, nie musielibyśmy płacić niani 1,7 k miesięcznie. Może okazyjnie wykonywałabym jakieś zlecenia, nawiązałabym współpracę z zaprzyjaźnionymi kancelariami kolegów i tak dorabiałabym do domowego budżetu? Kupiłabym sobie jakiś mały, tani, używany samochód żeby móc niezależnie się przemieszczać i powolutku bym sobie funkcjonowała.

Kariery przecież nie zrobię, nie mam takich ambicji żeby brylować w świecie biznesu, mam to serdecznie w dupie. Nie chcę żyć tak jak teraz - że wszystko robię w pośpiechu, pracuję do późna, niekiedy w weekendy i święta i czuję, że jestem mało obecna w życiu moich dzieci.

Do niedawna taki pomysł wydawał mi się kompletnie nierealny, jak mrzonka, fantasmagoria. A teraz zastanawiam się - może jednak? Wiadomo - boję się, że popadniemy w tarapaty finansowe, ale prawda jest taka, że jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że nie mamy kredytu na mieszkanie, tylko dwa krótkoterminowe. Może dalibyśmy radę?


5 komentarzy:

  1. Mysle sama sobie odpowiedzialas na pytanie czy i dlaczego rzucic te prace w cholere. Jestem za a moze tez i Twoje malzenstwo na tym zyska. Dla dzieci bedziesz na codzien i z mezem relacje sie moze polepsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam sie z Abby ... jesli kwestie finansowa da sie rozwiązać i zyc na zadowalajacym poziomie to nie ma sie nad czym za bardzo zastanawiac. Wszyscy psychicznie na tym zyskacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiem jak by to było z pieniędzmi, czy dalibyśmy radę. Na pierwszy rzut oka wygląda, że chyba tak, więc jestem coraz bardziej zdecydowana żeby podjąć ryzyko. Jak się nie uda, najwyżej zacznę szukać innej pracy.

      Usuń
    2. Warto spróbować, bede trzymac kciuki :)

      Usuń
  3. Śliwko, też mam wrażenie że to dobra decyzja. Za dużą cenę płacisz i satysfakcji żadnej. W tempie jakie sobie nadałaś nie da się normalnie żyć i być szczęśliwym. Na to nie ma miejsca, siły i czasu. Pozdrawiam serdecznie. I trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń