poniedziałek, 7 marca 2011

Jednak dieta

Odszczekuję to co napisałam, że nie nadaję się na dietę. Wczorajsza wizyta w centrum handlowym i rzut oka na lustro w jedym ze sklepów sprawiły, że doszłam do wniosku, iż nie ulega kwestii, że dieta jest dla mnie jak najbardziej wskazana. W szczególności dla mojego brzucha, który wygląda jakby był zaciążony, a halo! przecież nie jest! Już sytuacja, kiedy to celem rozciągnięcia spodni założonych po praniu ukucnęłam, a one.... tak, one pękły mi na tyłku, powinna dać mi do myślenia i sprawić, że poważnie zastanowię się nad swoim łakomstwem.  Nie opuszcza mnie ono mniej więcej od grudniowych świąt, a w wymiarze ekstremalnym, od jakiegoś miesiąca.

Zdecydowanie muszę się za siebie wziąć, gdyż czuję się jak kolubryna. Znajomi pukają się w czoło, ale to dlatego, że zakryta ubraniem, sprawiam wrażenie drobnej. To fakt, że nosze rozmiar S/36, ale np. spodnie najczęściej mam opięte na udach, a brzuch staram się wciągać albo noszę rzeczy typu do pracy marynarka lub sweterek, a w domu luźna bluza. Mankamenty mej figury nie rzucają się więc (jeszcze) w oczy. Niedługo jednak nadejdzie upragniona i wyczekana wiosna, więc czas najwyższy, by przejść na dietę, o której wszyscy słyszeli, a która nazywa się po prostu MŻ :)))

Trzymajcie kciuki za moją wytrwałość, której przez całe życie mi brakowało.

2 komentarze: