środa, 2 marca 2011

Wspólność małżeńska

Podjęliśmy decyzję o całkowitym "uwspólnieniu" zarobków. Mimo, że małżeństwem jesteśmy od prawie 2,5 roku, do tej pory zachowaliśmy oddzielne konta zakładając jedno wspólne, na które co miesiąc przelewalismy poczatkowo takie same kwoty, później kwoty stanowiące taki sam procent naszych dochodów, a od tego miesiąca wszystko. Nie wiem dlaczego tak długo z tym zwlekaliśmy... taki model panował w naszym związku przed małżeństwem i tak byliśmy przyzwyczajeni. Ale to nie było okej. Aktualnie zarabiam prawie dwa razy tyle co Myszkin i porobiło się tak, że podczas gdy on już ogołocił się z kasy, ja byłam na plusie, chętna do rozrywek i szastania. Myszkin nie jest do końca zadowolony z tego rozwiązania, myślę, że źle się czuje z tym, iż tak naprawdę w jakimś stopniu będzie korzystał z efektów mojej pracy. Natomiast należy pamiętać o tym, że małżeństwo to nie jest spółka - nie chodzi o to by udział w zyskach był uzależniony od wniesionych wkładów. Obowiązuje zasada równej stopy życiowej, nie może być tak, że ja jadę na wakacje, a on zostaje bo nie ma kasy.

Zastanawiam się jednak jak to będzie w praktyce wyglądało i mam nadzieję, że efekt "pomieszania" środków sprawi, iż mój mąż nie będzie wiecznie zdołowany poczuciem, że jakoś na mnie żeruje. Tzn. ja tak nie uważam, przedstawiam tylko podejrzewany przeze mnie tok jego rozumowania. Chciałabym, żeby się trochę wyluzował jesli chodzi o finanse, bo jestem potwornie zmęczona tym jego ciągłym byciem pod kreską. Zamierzam też całkowicie przejąć kwestie zarzadzania wydatkami, bo Myszkinowi zupełnie się nie udaje gospodarowanie pieniędzmi. Mam nadzieję, że jakoś to wszystko zadziała i sprawa pieniędzy wreszcie przestanie być jednym z głównych problemów w naszym związku.

1 komentarz:

  1. U nas przez wiele lat jeszcze-nie-małżeńskich były totalne zmiany - raz ja więcej, raz on. I było wspólne konto, z określoną sumą... Aż w pewnym momencie tak nam skakało zarabianie (raz ja, raz on), że przestało mieć ono sens. Mamy teraz dwa konta, ale kasę wspólną. Prawdę mówiąc, nie wiem, jak nam to wychodzi, ale chyba po prostu mamy taki bałagan z pieniędzmi, że nie wiemy, kto czyje wydaje w danym momencie... (zazwyczaj mamy w domu gotówkę, z której często korzystamy na zasadzie "nie chce mi się iść do bankomatu, jest tam coś?" - i ten bałagan nas chyba ratuje przed rozliczaniem się.

    OdpowiedzUsuń