poniedziałek, 21 marca 2011

A miało być tak pięknie...

Mysia 28 marca skończy dwa lata. Na tę okoliczność 26 marca miała być wyprawiona impreza w domu mojej mamy (bo u nas miejsca za mało na to by licznych gości przyjmować), od dwóch tygodni rozmawiałyśmy o tym, zaprosiłam już właściwie wszystkich gości. Tymczasem w piątek dowiedziałam się od mojego brata, że  mama postanowiła po prawie półtora roku powrócić do swego pożal się Boże szujowatego konkubenta. Wystarczyła jej  jedna wizyta w Warszawie, w sprawach służbowych, by nastąpił melodramatyczny come back. No i odtąd założenie mamy było takie, że owszem Mysi impreza urodzinowa będzie u niej w domu, ale razem z panem, nazwijmy go, patafianem. Niestety mama nie uznała za stosowne poinformować nas o tej zmianie, nie mówiąc już o zasięgnięciu naszej opinii co do jego obecności na tejże imprezie. Facet widział Mysię ostatni raz jak miała kilka miesięcy, my go nie znosimy, więc naprawdę nie widzę powodu, by miał uczestniczyć w naszych obchodach mysiowych urodzin.

Wkurzyłam się totalnie. No bo facet po roku z hakiem wyskakuje jak pajac z pudełka, jak gdyby nigdy nic i wszyscy mają się cieszyć?! Mama potraktowała nas jak przedmioty tej imprezy, podporządkowała naszą uroczystość, przede wszystkim moją, Myszkina i Mysi, swoim miłosnym uniesieniom. Facet od prawie półtora roku był w naszym życiu nieobecny, wszyscy już przeszli do porządku dziennego nad tym, że nie ma go i na szczęście nie będzie, a ona od razu wpieprza go w naszą rodzinną imprezę i jeszcze się dziwi, że ja mam z tym problem!!! Oczywiście pożarłyśmy się przez telefon strasznie, ponieważ moja mama w swoim zachowaniu nie widzi nic niestosownego. Zaczęła argumentować, że ona ma prawo do szczęścia w życiu prywatnym itd. i że skoro ona jest z patafianem to Mysia musi go poznać. Okej, wszystko rozumiem, ale może by tak wziąć pod uwagę fakt, że Mysi urodziny to nasze rodzinne święto i angażowanie w to święto obcej nam i nie lubianej przez nas osoby, bo jej się tak podoba, bo ona po raz 1986496523 postanowiła dać szansę ich związkowi rodem z telenoweli brazylijskiej, jednak nie jest najlepszym pomysłem? Niech sobie jest z kim chce, ale gdzie poszanowanie dla naszych planów i zapatrywań? Można było przecież trochę delikatniej zazcąć go na nowo wprowadzać do rodziny!! Jeśli by on miał nie brać udziału w tej imprezie to co by się stało?? No co?? Przez prawie półtora roku nie świętował z nami niczego i jakoś świat się nie zawalił przez ten czas! Niestety moja mama jest kompletnie pozbawiona wolnej woli w kontaktach z tym głupkiem.

W ten sposób zmarnowała nam urodzinowe plany, przedkładając ponad nie swoje nowo odnalezione "szczęście".  A Wy co o tym myślicie? Przesadziłam? Czy powinnam była przystać na to by patafian obchodził z nami mysiowe urodziny?

3 komentarze:

  1. Owszem Twoja mama ma prawo do szczęścia, ale to nie znaczy, że Ty masz coś robić wbrew sobie. To święto wasze i małej i mogą być na nim osoby które na to zasługują. Dobrze zrobiłas:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, ja bym powiedziala "Wolnoc Tomku w swoim domku". Ma prawo do zycia osobistego i dysponowania swoim dobrem materialnym wedlug uznania. Dura lex sed lex.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne, że ma prawo do swojego życia osobistego, ale my z kolei nie musimy naszych rodzinnych uroczystości podporządkowywać jej życiu osobistemu, prawda? Tylko to miałam na myśli.

    OdpowiedzUsuń