środa, 18 maja 2011

A jednak

dobrze się domyślałam. Moja Matka 23 lipca wychodzi za mąż w wieku lat 60. Nie powiedziała mi o tym jeszcze, wiem od brata.

Czuję się, jak to się brzydko mówi, rozjebana. Naprawdę nie wiem co robić.

Gdyby nie to, że został skremowany, mój Tata z pewnością w grobie by się przewrócił i to po wielokroć. Wybranek Matki jest typem osoby, którym Ojciec głęboko pogardzał - niesympatycznym, przeświadczonym o własnej nieomylności, interesownym, małostkowym, irytującym do granic wytrzymałości. Tata był powszechnie lubiany, był duszą towarzystwa, miał milion jednostek uroku osobistego, którym zaskarbiał sobie ludzi, był skory do bezinteresowanej pomocy i autentycznie przejmował się losem nawet obcych sobie osób. Poza tym był bezwzględnie inteligentny. Nie, nie idealizuję go, wiem jakie miał wady - bywał również złośliwy, dokuczliwy no i był alkoholikiem. Ale w takich codziennych, bieżących kontaktach naprawdę był bardzo okej. Niech świadczy o tym fakt, że gdy umarł, mój już wówczas niedoszły mąż płakał jak dziecko razem ze mną i poprosił o jakąś pamiątkę po nim, a to właśnie ów mój niedoszły mąż niejednokrotnie zaznał bezlitosnego żądła złośliwostek Ojca. 

Nie wiem co zrobić w związku z tym ślubem... Iść? Nie iść? Jak pójdę to na bank się poryczę. Ilekroć wyobrażam sobie jak moja Matka składa słowa przysięgi małżeńskiej, robi mi się niedobrze z obrzydzenia, a do oczu natychmiastowo napływają potoki łez, które ledwo powstrzymuję. Jak nie pójdę to obraza Matki murowana i zrujnowanie kontaktów z nią również.

Jeśli ktoś z Was był w podobnej sytuacji albo jest w stanie chociaż w ułamku wyobrazić sobie jak się czuję, proszę o rady!!!

3 komentarze:

  1. Śliwko, nie wiem, co mam Ci radzić, ale chyba nie wymigasz się od tego ślubu.
    Ja byłam w podobnej sytuacji, kiedy żenił się mój brat- nikt w rodzinie nie lubił jego narzeczonej- paskudny typ- temat na dłuższą rozmowę- i wszyscy poszlismy tam jakby z przymusu.
    Panowała dość grobowa atmosfera, a ktoś rzucił, że to raczej pogrzeb a nie wesele...
    Cóz, sama wybrała.
    Życz jej szczęścia i tyle....
    Ściskam***

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zazdroszczę Tobie sytuacji, ale pamiętaj, że jedyne, czego się nie da, to włożyć spodnie przez głowę. A dla równowagi: "jedyne, co w życiu naprawdę muszę, to wysrać się i umrzeć", jak to mówi jedna z moich znajomych.
    Trzymam za Ciebie kciuki! i serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamo G., tekst o wysraniu i umieraniu jest genialny! Dzięki! :D))

    OdpowiedzUsuń