poniedziałek, 26 września 2011

Lepiej późno niż wcale

Dzisiaj nadeszła wiekopomna chwila. Po niemal dwóch miesiącach nieobecności kuchni w naszym mieszkaniu, dziś tuż przed 10 nadjechali panowie by rozpocząć montaż szafek i sprzętów. Sprawa kuchni była największym koszmarem całego remontu i mam nadzieję, że właśnie dobiega on końca. Tzn. ostatecznie ma skończyć się jutro. Nie wiem dlaczego mozntaż szafek na przestrzeni niespełna 8 m2 musi zabrać aż tyle czasu, ale pewnie się nie znam. Że nie wyłysiałam i nie osiwiałam przez tę kuchnię to prawdziwy cud. Natomiast nadal nierealny wydaje mi się fakt, że nareszcie kuchnia zamieszka z nami. Ojezu, ale będę gotowała i piekła! I będziemy mieć zmywarkę!!! Howgh! Jeszcze tylko dokupimy krzesła do jadalni, krzesła do kuchni, załatwimy renowację stołu, zorganizujemy drzwi do garderoby i już będzie zupełnie pięknie :))

Co dziwne, jestem tak skrajnie wymęczona tematem remontu, kosztował mnie on tyle nerwów, że zupełnie odechciało mi się parapetówki. Wcześniej myśl o wielkiej imprezie, którą urządzę, trzymała mnie w pionie, a teraz jestem u kresu sił i wizja organizowania imprezy, przygotowywania stosów jedzenia, picia itd., sprzątania przed i sprzątania po jest mi wielce niemiła.

Bardziej żyję przedszkolem, do którego moja malutka córeczka uda się za tydzień. Myszkin na tę okoliczność bierze urlop na 3 tygodnie, gdyż przez pierwszy miesiąc Mysia będzie odbierana przed 14. Trochę się denerwuję jak to będzie, ale jestem pozytywnie nastawiona. Wierzę, że Myszka jest dobrze przygotowana by zostać przedszkolakiem. Oczywiście nie jest jeszcze całkiem samodzielna, potrzebuje pomocy przy ubieraniu i korzystaniu z toalety, ale najważniejsze, że woła siusiu i kupę oraz potrafi samodzielnie jeść. Nie boi się też zostawać bez nas, jest przyzwyczajona do dzieci, więc mam nadzieję, że naprawdę będzie dobrze. Martwię się tylko organizacją poranków. Już teraz, zawożąc Mychę do niani (skoro nie mieliśmy kuchni, to niania nie mogła przyjeżdżać do nas, bo co z obiadkiem dla Młodej?), nie mogę się pozbierać, a co dopiero jak dojdzie jeszcze zaprowadzanie do przedszkola, przebieranie w paputki itd... Na szczęście przedszkole mam tuż przy swojej pracy, więc moze jakoś się ogarniemy...

No, na razie to tyle...

1 komentarz:

  1. najważniejsze żeby robiła sisi do muszli a nie nocniczka a do reszty to panie pomagają dzieciaszką tak że nie ma się co martwić. :))
    www.masiusinka.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń