czwartek, 10 stycznia 2013

Money, money, money

Nowy Rok zaczyna się ciężko pod względem finansowym. Ja - domorosły menedżer - jakoś krzywo obliczyłam nasze oszczędności zgromadzone na czas pobytu z Chłopcem w domu. Tzn. nie wzięłam pod uwagę, że co prawda w styczniu wrócę już do pracy, ale wypłata będzie dopiero w lutym. W moich planach finansowych zakładałam, że pieniądze z oszczędności będą potrzebne do końca roku, a nie do końca stycznia. No i teraz jest naprawdę źle, a na dodatek na styczeń przypada przedłużenie ubezpieczenia samochodu - pierwsza rata będzie pewnie ok. 1.500 złotych, więc nie obędzie się bez pożyczki kasy od rodziny... Przegwizdane, ale co zrobić?

Myślałam, że z okazji urodzin, które mam za 4 dni, zafunduję sobie jakiś zabieg kosmetyczny albo masaż całego ciała w Instytucie Ireny Eris, który jest blisko mojego domu, ale nic z tych rzeczy. Nie stać mnie. Widziałam jakiś czas temu przecudną torbę w Kazarze, przecenioną o 60% (sic!!!), ale nie będę sobie mogła na nią pozwolić. Na dodatek przedwczoraj okazało się, że odniosłam spory sukces w pracy, naprawdę nie w kij dmuchał (wygrałam sprawę w Sądzie Najwyższym). W takich sytuacjach ZAWSZE sprawiałam sobie porządną nagrodę wychodząc z założenia, że za tego rodzaju sukcesy nagroda należy się jak psu zupa, ale raczej nikomu poza mną nie przyjdzie to do głowy :) A tym razem, tak spektakularny sukces pozostanie nienagrodzony. Powiecie - co się odwlecze to nie uciecze, ale gdy zapożyczę się w tym miesiącu, to w kolejnym będę musiała oddać i znów trzeba będzie zacisnąć pasa. Błędne koło.

Znowu też pokłóciłam się z mamą, tym razem o moją pracę. Naprawdę wyprowadza mnie z równowagi to, że jej wydaje się, że wszystko wie najlepiej, ma najsuper pomysły i wszystko co mówi to same złote myśli, za które ludzie powinni być wdzięczni. Wymyśliła, że powinnam zaproponować swojemu szefowi, iż zostanę kierownikiem biura i oprócz pracy merytorycznej zajmowałabym się zarządzaniem. Pierwszy akapit tego posta nie pozostawia chyba wątpliwości, że gdybym wzięła się za zarządzanie to byłaby prawdziwa katastrofa. Niezależnie od tego czuję się po prostu prawnikiem, a nie menedżerem. Nie chcę zarządzać, bo nie mam o tym zielonego pojęcia, chcę się realizować w pracy merytorycznej. Nie chcę nikogo z niczego rozliczać i nie chcę też ryzykować nie swoimi pieniędzmi. Poza tym mój szef też nie chce nikogo wtajemniczać w swoje sprawy finansowo-biznesowe. Matka tego nie czai i oczywiście zaraz uraza, że postanowiłam olać jej pomysł z góry na dół. Ale pomysł ten był tak z dupy, że jak mogłam postąpić inaczej?? No jak??

3 komentarze:

  1. Skoro wróciłaś do pracy zła passa na pewno wkrótce się odmieni. Nie ma co się użalać nad sobą, może za 2-3 miesiące będzie jeszcze fajniejsza torebka w promocji i wtedy na pewno sobie ja kupisz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak czy siak styczen to najdrozszy miesiac w roku, bo wlasnie teraz zwalaja sie na glowe wszelkiego rodzaju rozliczenia, doplaty za rok poprzedni... masakra, ): A torebke czy masaz jeszcze sobie fundniesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mamine rady czasami sa tymi ktore nas najbardziej draznia. w pracy interes rozkwitnie, obedzie sie bez tych maminych rad, zas torbe kupisz niebawem, mysle nawet o wiele fajniejsza i nadal w korzystnej cenie. co sie odwlecze to nie uciecze:)

    OdpowiedzUsuń