środa, 2 stycznia 2013

Z powrotem w pracy :)

Dzisiaj, pierwszy dzień po ponad półrocznej przerwie, jestem w pracy. Chłopcu został z nianią i nawet nie chcę dzwonić, żeby się nie zestresować gdy w tle usłyszę jego wycie. Smsowo ustaliłam, że póki co jest okej. Myszkin ma do końca tygodnia wracać o 13 żeby dodać Małemu otuchy i upewnić go, że nie został tak całkiem porzucony przez rodziców.

Po przyjściu do pracy z (tylko!) dziesięciominutowym opóźnieniem zaczęłam od spędzenia dłuższej chwili pod biurkiem bo oczywiście moje stanowisko nie zostało jakkolwiek przygotowane. Musiałam uporządkować okablowanie by podłączyć się do sieci. Moje starannie pomalowane wczoraj wieczorem paznokcie trochę się zrujnowały przez te operacje, ale nic to. Później zaprowadziłam względny porządek w szufladach i rynienkach na biurku, wysłałam maile do klientów, że jestem no i oczekuję na odzew. Na razie nie mam za wiele pracy, jak to po długiej przerwie. Mam dziś zaplanowane jedno spotkanie i jutro też, ale pewnie w następnym tygodniu wszystko zacznie się rozkręcać. Cieszę się, że będę pracować tylko 6 godzin dziennie, bo spokojnie zdążę odebrać Mysię, wrócić do domu, zorganizować obiad itd. Najgorsze, że Myszkin w nadchodzącą niedzielę na 3 tygodnie jedzie do Włoch i zostanę sama z dzieciakami... Co prawda będzie wracać na weekendy, ale wtedy pewnie pochłonie go nadrabianie zaległości w pracy, więc początek roku i początek pracy szykuje się dość "mocny".

Fajnie, że opuściłam wreszcie domowe pielesze, chociaż mam sporo obaw co do tego jak niania będzie sobie dawać radę z Malusiem, to chyba jasne. No i boję się też jak ja będę funkcjonować przy aktualnym trybie spania Chłopca, który wygląda tak, że zasypia w dwie minuty około 20, a już po pół godzinie budzi się i nie chce spać w łóżeczku. Na ogół ląduje więc w hamaczku lub dużym łóżku i co godzinę - półtorej się wybudza z płaczem. W nocy przychodzi taki moment, że budzi się na jedzenie i później już nie chce spać, trwa to około dwóch godzin. Po takiej nocy czuję się jak zombie. W tych warunkach dość trudno będzie mi zachować niezbędną w pracy trzeźwość umysłu. Zastanawiam się też dlaczego tym razem Młody ma jakieś nocne jazdy bez trzymanki. Może to zęby? A może po prostu taki charakterek?

Tak czy inaczej, będę musiała wytrzymać. W lutym jednak, jak Maluś już się przyzwyczai, że mama wróciła do pracy, odstawię go od piersi zupełnie (od jakichś dwóch tygodni w dzień w ogóle go nie karmię, a w nocy kilka razy).

Ale, ale! Zapomniałam złożyć Wam życzenia noworoczne, oczywiście bardzo serdeczne. Przede wszystkim zdrowia, jak jego nie brakuje to wszystko inne jakoś się uda.
Zabawę sylwestrową spędziliśmy w gronie naszych dziatek, przy czym Chłopcu bawił się do 21 (kiepsko ;), a Mysia prawie do 23 (super - strasznie przeżywała, że mamy "imprezkę"). Mieli wpaść do nas znajomi z dzieciakami, ale i jedni i drudzy się wykruszyli przez choroby. No i weź tu coś zaplanuj...

Dobra, kończę, bo wszak jestem w pracy :))

1 komentarz:

  1. Od razu widać, że wyjście z domu nastroiło Cię optymistycznie. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń