niedziela, 9 lutego 2014

Ciemno wszę dzie, głucho wszędzie, co to będzie??

Tak mniej więcej aktualnie postrzegam swoją sytuację zawodową. Oczywiście macie rację - współpracę z byłym pracodawcą powinnam traktować jako dodatek do swojej podstawowej działalności. Jednak w pierwszych miesiącach biznesu zaczynanego praktycznie od zera, siłą rzeczy to oni są moim strategicznym klientem. I to klientem, który nie przyniesie takich przychodów, na jakie liczyłam. To znaczy styczeń był okej, ale większość godzin wypracowałam w pierwszych jego tygodniach, kiedy na moje miejsce nie było jeszcze nowej osoby. Teraz jest i wiem, że dla mnie raczej tam pracy nie będzie. Dodatkowo zainwestowałam sporą dla mnie kwotę w komputer, którego tam używałam. Postanowiłam go odkupić, bo skoro współpraca miała być długofalowa, wygodniej mi było odkupić kompa, na którym mam wszystkie swoje dane i pocztę, zamiast przenosić to wszystko na mojego zajechanego hpka, który w dodatku nie posiada niezbędnego mi Office'a. Okazuje się jednak, że to chyba była zła decyzja. Teraz kupę pieniędzy muszę zapłacić za komputer, z którego dane pewnie za miesiąc, dwa, będą mi psu na budę.

Jutro mam rozmowę z mamą na temat coworkingu. Już czuję stres. Nie chce mi się z nią gadać, bo te rozmowy do niczego nie prowadzą. To znaczy do niczego konstruktywnego. Ciągle tłuczenie w kółko tego samego. Sporo myślę o tej niefajnej sytuacji z mamą i wnioski mam następujące - ona rzeczywiście chce mi pomóc, ale jednocześnie, nie zatrudniając już nikogo i mieszkając sama, nie ma kim porządzić, a najwyraźniej ma taką potrzebę. Dlatego ciągle mnie osacza swoimi zaczepkami. Przyzwyczajona do bycia szefem ma typową dla tego stanu przypadłość, tj. przeświadczenie o własnej wszechwiedzy i niedostatecznych kompetencjach intelektualnych innych osób, w szczególności moich. Pewnie wkurza ją to, że sprawa z coworkingiem się przedłuża, tzn., że mamy już prawie połowę lutego, a lokal nie przynosi żadnych dochodów, tylko generuje koszty. Ale ja naprawdę nie miałam jak wcześniej tego ogarnąć. Myszkin robił remont sam, bo nie mieliśmy środków na wynajęcie ekipy, dlatego trwało to bardzo długo, bo mógł się tym zajmować tylko w weekendy. Mama nie wierzy w powodzenie tego przedsięwzięcia. Ciągle wspomina o sprzedaży tego mieszkania. A ja, słysząc to i widząc jak beznadziejnie układa się ta nasza "współpraca", zaczynam mieć ochotę pieprznąć to wszystko w cholerę.

Ale jak pomyślę o tym, że znów miałabym pracować dla kogoś to odczuwam wręcz panikę. Muszę dać radę sama!

4 komentarze:

  1. Nie licz że pójdzie jak z płatka. Czeka cię pewnie jeszcze wiele problemów do rozwiązania. Jednak podjęłaś się tego licząc na lepszą przyszłość, więc walcz o nią!
    I przestań się dołować że w ciągu miesiąca nie udało ci się stanąć na nogi i zarobić pierwszego miliona...
    Na to masz jeszcze czas... Gdyby prowadzenie biznesu było takie proste to wszyscy mieli by swoje firmy. Prawda jest taka że to ciężki kawałek chleba, a profity zbierają tylko wytrwali.
    Uwierz w siebie i nawet jak jest źle, wiedz że po każdej burzy przychodzi też słońce ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety najtrudniej porozumieć się z rodziną. A jeśli twoja mama jest tak apodyktyczna jak piszesz to rzeczywiście możesz nie mieć łatwo. Może zaproponuj jej rezolutne wnuki do opieki, którymi będzie mogła " porządzić" :):)BTW, napisz kiedyś co u Mysi i Chłopczyka. Mała to już pewnie przedszkolak-starszak:). pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie że dasz radę! Tylko nie od razu Kraków zbudowano.

    OdpowiedzUsuń