poniedziałek, 28 listopada 2011

"Do kiedy chcesz pracować?"

Tak zapytały mnie już 3 osoby spośród nielicznego grona znajomych wiedzących o mojej ciąży. Uważam, że to bardzo dziwne... do kiedy chcę pracować? Halo! Przecież ja muszę pracować! Nie chodzę do pracy w celach rekreacyjnych (na ogół :), wyłącznie z własnej i nieprzymuszonej woli. Mam w pracy zadania, z których muszę się wywiązywać. Co to w ogóle za pytanie! No cóż, obrazuje ono chyba podejście wielu ciężarnych do kwestii swoich zawodowych obowiązków. Pisałam o tym już na starym blogu, że uważam za wielce naganne uciekanie na zwolnienie "na ciążę" już w pierwszych jej miesiącach, bo po kiego grzyba zaiwaniać w pracy, skoro TAKIE zwolnienie  jest płatne 100%. Oczywiście całkiem inna sytuacja jest wówczas gdy ciąża jest zagrożona, wtedy zwolnienie to niewątpliwie konieczność. Natomiast wkurza mnie przesiadywanie ciężarnych na zwolnieniu tylko po to by mogły spokojnie rozkoszować się swoim stanem błogosławionym, kompletować wyprawkę i odwiedzać koleżanki.
W pierwszej ciąży pracowałam do końca 7 miesiąca. Później poszłam na zwolnienie bo niemożliwie bolało mnie spojenie łonowe (już od 20 tygodnia), miałam zespół cieśni nadgarstka i brzuch tak olbrzymi, że nie dawałam rady siedzieć w pracy 8 godzin.Teraz jest całkiem inaczej, takiego luzu już nie zaznam, gdyż nie jestem zatrudniona na umowę o pracę, tylko mam swoją działalność. Prawdopodobnie, jeśli tylko zdrowie mi pozwoli, będę pracować do dnia porodu, bo po prostu potrzebuję pieniędzy. Jak nie pracuję nie zarabiam, jakie to proste i jakie okrutne, gdy jest się w ciąży... Nie mam żadnej ochrony, a zasiłek z ZUS przysługuje mi od najniższej składki, czyli niespełna 1000 złotych/m-c. Będę więc cierpieć katusze, płakać rzewnymi łzami, ale nie odpuszczę, bo w ogóle nie mam takiej opcji. Mogę tylko żywić cichą nadzieję, że szef na końcówce pozwoli mi pracować w domu, zdalnie. Mam taką pracę, że teoretycznie nie powinno być przeszkód. Tylko on bardzo niechętnie patrzy na takie sytuacje - uważa prawdopodobnie, że praca w domu to nie praca, tylko wykonywanie pewnych czynności niejako grzecznościowo, a gdy kogoś nie ma w biurze to po prostu nie ma prawa do wynagrodzenia.
Czeka mnie z nim ciężka przeprawa, boję się tej rozmowy... Później chcę jeszcze wynegocjować żeby płacił mi coś na macierzyńskim. Nie będzie mowy za płacenie tylko "w uznaniu moich zasług", tego jestem pewna, będę więc musiała już po porodzie się sprężyć i robić cokolwiek z dzieckiem przy piersi, bo inaczej czarno to widzę...

5 komentarzy:

  1. Mi tz nie podoba sie takie uciekanie na zwolnienie. Oczywiscie, jesli jest to konieczne ze wzgledow zdrowotnych, to wtedy jak najbardziej, na zwolnienie isc trzeba. Ale jesli ktos wychodzi z zalozenia, ze MUSI isc na zwolnienie BO JEST W CIAZY, to to jest dla mnie chore. Ciaza to nie jest choroba i tak dlugo jak sily pozwalaja i jesli w pracy jest wzgledny spokoj, to moim zdaniem lepiej pracowac. Bo ilez mozna siedziec w domu...

    OdpowiedzUsuń
  2. http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/103846,tuz_przed_porodem_warto_podniesc_skladke_na_zus.html

    http://www.temidajestkobieta.pl/2010/08/21/dzialalnosc-gospodarcza-ciaza-i-wysokosc-zasilku-macierzynskiego/

    Ten drugi sposób, z zawieszeniem daje większe świadczenie, ale trzeba przeliczyć. Mam nadzieję że prawo się pod tym względem nie zmieniło - tematem interesowałem się ponad rok temu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Andrzej, dzięki za linki. Znam ten temat, znam również treść orzeczenia Sądu Najwyższego. Myślałam czy by nie zastosować tego manewru, ale nie chcę się kopać z ZUSem, do czego prędzej czy później na pewno by doszło, poza tym uważam, że zastosowanie rozwiązania z zadeklarowaniem wyższej podstawy wymiaru składek chwilę przed porodem jest hmm... moralnie niejednoznaczne. Sąd Najwyższy również zwrócił na to uwagę w przełomowej uchwale.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko fajnie, tylko wkurzające są takie sytuacje, kiedy starasz się, zapieprzasz ile sił, ledwo na nogach się trzymając, a w dalszej perspektywie nikt cię za to nie doceni. Ja, co prawda nie w ciąży, ale w ciężkiej chorobie, leciałam na L4 dokończyć pewien projekt, a po szpitalu i wielomiesięcznej rehabilitacji pojechałam po wypowiedzenie. Taka jest wdzięczność pracodawcy i niestety to nie jest odosobniony przypadek. Oczywiście rozumiem, że sytuacja wygląda inaczej, kiedy pracuje się na własny rachunek. Chciałam tylko zwrócić uwagę na drugi aspekt tego tematu.

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze zależy jaką pracę wykonuje przyszła matka, bo jeśli to jest np. praca na dziale z chemikaliami, albo gdzieś, gdzie trzeba dźwigać, to nie dziwię się podejściu kobiety, która idzie na zwolnienie. W przeciwnym wypadku zgadam się, że ten proceder jest nadużywany, niestety. Ale z czegoś to się bierze, nie tylko z lenistwa.

    OdpowiedzUsuń