wtorek, 12 lutego 2013

Okres burzy i naporu

Mysia dobiega czwartych urodzin i od pewnego czasu przechodzi jakiś młodzieńczy bunt. Trudno z nią wytrzymać, ma postawę skrajnie roszczeniową, wobec nas - rodziców - bardzo często zapomina o tzw. magicznych słówkach, w razie odmowy spełniania jej żądań natychmiastowo uderza w ryk, notorycznie doprowadza do sytuacji, że umawiamy się na jedną bajeczkę i na mur beton jedna i koniec, a jak ta jedna się już skończy to przychodzi z miną zbitego psa i prosi o jeszcze jedną, ostatniutką, najostatniejszą i w braku zgody oczywiście ryczy i się drze. Niegrzecznie zachowuje się również w stosunku do chłopcowej niani, ciągle muszę jej przypominać, że ma się przywitać, a dzisiaj zrobiła olbrzymią awanturę gdy pożyczyłam niani jej gumkę do włosów (której oczywiście od miliona lat nie używała). Wczoraj zwyzywała mnie od głupich i że mnie nie lubi. Byłam w kompletnym szoku.
Nie wiem jak postępować, bo z jednej strony fajnie jest mieć z dzieckiem relacje względnie partnerskie, spokojnie wszystko tłumaczyć, ale widzę, że tłumaczenia do niej w ogóle nie trafiają. Gdy coś próbuję jej klarować to ona już jest zajęta czym innym. Tak naprawdę olewa te moje wystąpienia. Z drugiej zaś strony ciągłe upominanie i karanie też chyba nie prowadzi do sukcesu wychowawczego. Momentami sama jestem zmęczona tym swoim ględzeniem "nie rób tak, zostaw to" itd. Nie wiem skąd się bierze taka naganna postawa Mysi wobec dorosłych, w szczególności rodziców, ale trochę podejrzewam te durne bajeczki dla dzieci, gdzie wszyscy są kompletnymi luzakami. Może trzeba było zostać przy "Kreciku". "Reksiu", "Wilku i zającu" - czyli takich gdzie nie ma gadania :) Przypominam sobie, że mnie by do głowy nie przyszło odezwać się w taki sposób do rodziców, a przecież nie stosowali wobec mnie przemocy, nie było bicia. Nie przypominam sobie nawet żadnych kar. Po prostu rodzice budzili respekt samym faktem, że są rodzicami. My w Mysi respektu raczej nie budzimy.
Tak czy owak martwię się. Czuję się zagubiona, nie wiem jak z nią postępować. Być może za często ponoszą mnie nerwy, za dużo na nią krzyczę, ale naprawdę czasem trudno zachować spokój jak jest się samej z dwójką dzieci i jeszcze chatą na głowie...

Jeśli zaś chodzi o moją niegdysiejszą obietnicę, że już nic nigdy sobie nie kupię, to skruszona melduję, że bardzo szybko ją złamałam :\ Piszę o tym, gdyż dzisiaj na wspaniałym portalu gazeta.pl był tekst o tym, że kobiety więcej wydają kasy na ubrania dla dzieci niż dla siebie. No cóż... jak pewnie się zorientowaliście ja do takich kobiet zdecydowanie nie należę. Lubię ładnie ubrane dziateczki, ale inwestowanie w ubrania dla tych małych szkodników, które w ciągu sekundy doprowadzają się do stanu, że człowiek wstydzi się iść ulicą z takim brudasem, byłoby po prostu wyrzucaniem kasy w błoto. Dlatego najczęściej kupuję ubrania dla Mysi w Tesco. Dla Młodego mam wiele ubrań po Mysi i jeszcze trochę dostałam, więc na razie kupiłam mu kilka par rajstop w Lidlu i dwa pajace. Zresztą uważam, że te ubranka marki F&F naprawdę są ładne i ceny też mają przystępne. Jedna z kobiet cytowanych w rzeczonym artykule argumentowała, że jej dziecko chodzi do prywatnego przedszkola i ubrane w zwykły dres narażone byłoby na taksujące spojrzenia rodziców i przedszkolanek, dlatego lepiej dla niego gdy ma markowe ubranka. Zadziwia mnie co ludzie mogą mieć w głowach.... Musiałabym upaść na łeb żeby wydawać nie wiadomo jakie kwoty na modne ubranka żeby rodzice innych dzieci widzieli wysoki status materialny. Wierzcie mi lub nie - Mysia po dniu spędzonym przedszkolu wygląda jak świnka z błota, bo oni tam bardzo dosłownie podchodzą do hasła "swobodna zabawa na powietrzu". Dzieci - czy zima czy lato - bawią się na całego no a później wyglądają jak nieszczęścia. Nie wyeliminuję tego, zresztą po co stresować dzieciaka, że ma się nie bawić bo się pobrudzi. Wielokrotnie było tak, że raz założone legginsy czy spodnie były właściwie do wyrzucenia, bo piach został wtarty tak pieczołowicie, że rzeczy były nie do doprania. Mamy dla Mysi kilka lepszych ciuszków, których prawie nigdy nie zakładamy bo większe okazje rzadko się zdarzają, a najwygodniej jest i tak w dresach, rajtach, legginsach i koszulkach. Poza tym nie lubię i nie mam czasu prasować więc rzeczy wymagające prasowania też odpadają. Może moje dzieci nie wyglądają jak z żurnala, ale na strojenie się przyjdzie jeszcze czas. Póki co ja się stroję, a one i tak nie mają jeszcze ubraniowych zachcianek, więc korzystam póki mogę :)


 

8 komentarzy:

  1. I prawidłowo ;) Jestem dokładnie tego samego zdania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. w sprawie Mysi, powiem, ze ja mam podobnie ale z 7 latkiem, ktory podobnie jak Twoja Mysia reaguje kiedy slyszy nie...Po rozmowie z psychologiem, poradzono mi aby takie dziecko ignorowac. Powinno sie zwrocic uwage jeden raz i nie powtarzac(u mnie z tym ciezko, ale staram sie hihi i pracuje nad soba). Zas moj maly staje w kacie na kare, ilosc minut adekwatna do wieku. Tez kiedys krzyczalam na niego sporo, ale wyeliminowalam poniewaz, skutek byl odwrotny od zamierzonego. Duzo rozmawiam z synkiem. Ja jestem samotna mama, mysle z lekka mi ciezej. Jednak nie poddaje sie. Czasem czuje jakbym tracila grunt pod nogami, ale lapie rownowage szybko. Z czasem uda mi sie aby bylo tak, aby takich sytuacji bylo mniej i mniej. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciuszki z lidla i tesco są jak najbardziej cool i na miejscu, ja uważam, że kupowanie nike dla trzylatka czy temu podobnych fanaberii za bzdurne i tłumaczenie co sobie inni rodzice pomyślą za głupie, przecież mamy uczyć dzieciaka, że piękno jest w środku, co nie? a co do naszych fatałaszków to już przemilczę ;-P
    a co do buntu Mysi to pewnie tylko kolejna faza, przejdzie, albo zamieni się w coś innego... ja też mam czasami wrażenie, że moje tłumaczenie to jak grochem o ścianę bo Zu w połowie wywodu już ma sto pięćdziesiąt nowych myśli, i też czasami ryknę, chociaż mi potem głupio...
    a może spróbuj innej techniki? ja jakiś czas temu na taki atak płaczu się... obraziłam... zamilkłam i sobie poszłam do innego pokoju i się nie odzywałam, młoda była w szoku i tak się potem łasiła i przepraszała, ze aż w szoku bylam jak ją to dotknęło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda na to, ze więcej nas mam zbuntowanych przedszkolaków. Ja też czasem jestem bezsilna wobec Starszaka, tłumaczenia, kary groźby, rozmowy - nic nie dają. Może to taki wiek...
    Co do ubranek - popieram, tesco lubię, dla Miśki kupiłam też sporo używanych, ślicznych i wyglądających jak nowe. Za grosze. A rewia mody w przedszkolu to stanowczo przesada.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja córka skończyła 4 lata 3 tygodnie temu i wiele z opisywanych przez Ciebie zachowań u niej obserwuję. Pod względem wyzywania rodziców jestem maksymalnie sroga, nie stosuję kar cielesnych, ale kąt w takim przypadku to pewnik. Do tego dobrze sprawdza sie pozbawienie dziecka jakiejś przyjemności - brak wieczorynki albo deseru. Dzieci nie rodzą się z szacunkiem do nas, my musimy ich tego nauczyć i sobie na to zapracować ;)
    Cała ta idea karania dziecka (stawianie do kąta i pozbawianie przyjemności), wydaje się może nieskuteczna, ale zapewniam, że potrafi działać cuda. Najwazniejsza jest Twoja konsekwencja i jasne zasady. Myślę, że Mysia wystawia Cie ciągle na próbę i bada jak daleko może się z Tobą posunąć ..
    No, się rozpisałam, mam nadzieję, że nie masz mi za złe tych uwag :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie mam za złe cennych uwag :) Po awanturze z wyzywaniem ukarałam Mysię - przez 2 dni ma szlaban na bajeczki i słodycze. Warczała na mnie, że jak natychmiast nie zmażę jej tej kary to zobaczę jaka będzie zła. Ale jest nienajgorzej, znosi tę karę w miarę dzielnie. Dziś rano była kolejna awantura - kategorycznie odmówiła założenia sweterka bo rzekomo ją drapie, rzucała się i ryczała. Było to, rzecz jasna, przed samym wyjściem do p-kola i pracy. Wkurzyłam się i coś tam jej nagadałam, a ona... przeprosiła mnie!! I już było ok :)

      Usuń
    2. Te nasze zmagania wychowawcze pochłaniają ogromne ilości energii i są naprawdę ciężką pracą. Ale każdy sukces daje nowej siły .. i tak w kółko i kółko ... Myślę, że z Chłopcem będzie Ci o wiele łatwiej :)

      Usuń
  6. Szlabany są mało skuteczne dla tak małych dzieci. więcej zrobisz konsekwencją i stawianiem granic - to wolno, a tego absolutnie nie, koniec, nie ma dyskusji. One rozumieją nas lepiej, niż nam się wydaje i świetnie umieją granice przesuwać. a może to zazdrość?

    OdpowiedzUsuń