czwartek, 28 lutego 2013

Niania

Jak wiecie, od dwóch miesięcy jest z nami, w szczególności z Chłopcem, niania - młoda dziewczyna, o której kiedyś tu wspominałam na etapie poszukiwań opieki dla Małego. Niania jest bardzo sympatyczną osobą i ogólnie jestem zadowolona ze współpracy z nią, ale jednak mam kilka zastrzeżeń.
Po pierwsze - dosyć często słyszymy o różnych jej dolegliwościach - przeziębieniach, bolącym kręgosłupie, migrenie. Najgorsze jest to, że z tych napomknięć można odnieść wrażenie, iż niania wiąże występujące u niej  niedomagania z opieką sprawowaną nad Pupiantym. Na takiej zasadzie: "przeziębiłam się przez te spacery z małym", "odkąd przychodzę do Chłopca kręgosłup strasznie mi się pogorszył", "lekarka mówi, że choruję bo jestem przemęczona i że powinnam więcej odpoczywać". No i ja czasami mam takie niemiłe poczucie jakbyśmy byli sprawcami wyzysku człowieka przez człowieka. Niania jest u nas przez 7,5 godziny dziennie, oprócz opieki nad Małym rozkłada pranie i wiesza następne, a raz w tygodniu odkurza podłogę, ściera kurze z mebli i myje podłogę (za to dodatkowo płacimy). Nie wydaje mi się, żeby to były jakieś ciężkie roboty, ale zapytałam ostatnio czy na pewno chce się zajmować pracami porządkowymi, bo może to pogarsza stan jej kręgosłupa (a stan ten,zdaniem fizjoterapeuty, do którego niania chodzi, rzeczywiście jest kiepski). Zapewniła mnie jednak, że wszystko jest w porządku i nie ma problemu.
Mimo to dziwnie się czuję jak raz po raz słyszę jak źle się ma jej kręgosłup, wywołuje to we mnie poczucie winy.
Po drugie - zaznaczałam na rozmowie, że zależy mi na tym, żeby jak wracam z pracy, sprzęty, naczynia itp. używane do obsługi Małego były umyte i panował względny porządek. No i butelki są zawsze umyte, ale już miseczka, łyżeczka i fartuch od obiadku najczęściej nie (chociaż tak naprawdę wystarczy umieścić to w zmywarce). Miska od prania zostaje w pokoju gdzie stoi suszarka, kombinezon Chłopcuszka też nie zawsze jest schowany na miejsce, smoczka czasem znajduję np. w pokoju Mysi, krem zamiast na przewijaku znajduje się w kuchni. To nic wielkiego, ale trochę denerwuje mnie, że po pracy muszę się jeszcze zakrzątnąć i powstawiać wszystko na miejsce, a jakoś nie potrafię zwrócić jej na to uwagi, taka dupowata jestem.
Najgorsze jednak jest to, że mam silne wrażenie, iż niania nie jest fanką spacerów. Chodzi na nie z poczucia obowiązku i wykorzystuje każdy pretekst by nie pójść. Rozumiem, że aktualna pora roku nie sprzyja pieszym wędrówkom, ale uważam, że dla dobrostanu maluszków ważne jest by były porządnie przewietrzane. A w tym tygodniu Pupianty był na spacerze tylko we wtorek i środę, w poniedziałek nie, bo jakoś się nie złożyło, a dziś i jutro też nie pójdzie bo niania czuje się podziębiona i zapowiedziała, że w związku z tym spacerów nie będzie. Trochę mi szkoda tego mojego synka kiszącego się w domu, zwłaszcza, że ma niefajny katar, a przecież akurat na katar spacery są super, bo chłodne powietrze obkurcza śluzówkę i nawilża ją. Po pracy nie mam jak z nim pójść, bo trzeba się zabrać za obiad, poza tym Mysia, po dniu w p-kolu i długiej zabawie w przedszkolnym ogródku, nie ma już ochoty spacerować.
Ech... Czasem z lekką nostalgią wspominam nianię Mysi, która co prawda miała różne wady, ale spacerowała z nią jak szalona, niezależnie od pogody, czy śnieg, deszcz, mróz, whatever, spacer MUSIAŁ być i to taki co najmniej 1,5 godzinny (chyba, że było naprawdę zimno). Wiosną i wczesną jesienią na dworze spędzała z Myśką niemal cały dzień, a jak były upały to spacerowała dwa razy dziennie - zaraz po moim wyjściu do pracy i po południu, gdy słońce już tak nie paliło. Jak wracałam z pracy w kuchni zawsze panował idealny porządek, wszystko schowane na miejsce, nawet naczynia umyte (jeśli zdarzało mi się rano jakieś zostawić, a dbałam żeby nie zostawiać bo wiedziałam, że niania będzie je myła, a nie umawiałyśmy się na to). Dodatkowo, z własnej inicjatywy, cerowała mysiowe podarte rajstopki i skarpetki i doszywała sznureczki do rękawiczek i czapek. No i mimo, że była po 60 w ciągu dwóch lat była chora może ze dwa razy, a kilka razy poinformowała mnie (z dużym wyprzedzeniem) o zaplanowanej wizycie u lekarza, bym mogła to uwzględnić w swoich planach.

2 komentarze:

  1. hmmm... może ta niania nie wie jak prowadzić small talka i tak zagaja o problemach zdrowotnych ;-) a ze sprzataniem po sobie to kicha, ja doceniam, że moja w miarę sprzata koło eM, jednak jak w tym tygodniu siedziała z dwójką to przewaznie w salonie było pobojowisko zabawek Zu... niemniej jednak zdarza mi się dzownic do niej z pytaniem "gdzie smoczek?" ale jakoś jej wybaczak bo ona dzisiaj też w tej sprawie do mnie dzowniła...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!czytam Twój blog b.długo i pamiętam jak włączyłaś podsłuch bo uważałaś że niania mało rozmawia z małą daje za dużo żółtka i w ogóle mało kumata jest:)Moim zdaniem powinnaś porozmawiać z nianią powiedzieć jej co ci się nie podoba, lepiej sytuacje wyjaśnić od razu bo tak żale i pretensje będą się nawarstwiały! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń