poniedziałek, 4 lutego 2013

Nuda, nuda, potworna nuda

Jak to w robocie czyli. Żeby jednak oddać sprawiedliwość memu szefu i jego organizacji pracy powiem, że w zeszłym tygodniu miałam zajęcia sporo całkiem. Ale chodziłam dopiero od środy, bo w poniedziałek i wtorek zajęta byłam chorowaniem. Został mi jeszcze niepiękny kaszel. Mysia też ma kaszel i Chłopcu ma kaszel. Obdzielono nas sprawiedliwie. Tylko Myszkin nie dostał, chociaż w zeszłym tygodniu, poruszony moją ciężką niedomogą, został z nami zamiast jechać do ziemi włoskiej. Ale kaszlu mimo to mu poskąpiono. Muszę w tym miejscu wyrazić uznanie dla mego męża i pochwalić go publicznie. Otóż w jego relacjach z małym syńciem nastąpił poważny przełom i już się go w ogóle nie boi ani nie unika. Mam nawet wrażenie, że całkiem często radzi sobie z nim lepiej niż ja. Utuli, utuli i dzieciak śpi jak anioł. A jak ja się zabieram za ponowne wprowadzanie do krainy Morfeusza wybudzonego Chłopca, to on tylko się turla po łóżku i coraz bardziej wścieka.
Gdy leżałam w malignie tatuś zajął się Maluszkiem na full serwis, wykąpał, nakarmił, spał z nim i zmieniał pieluszki, a ja z zatyczkami w uszach na kanapie zażywałam odpoczynku. Jak trochę wydobrzałam postanowiłam kuć żelazo póki gorące i wkręcić Myszkina w ten dziecięcy klimat trochę bardziej.Wyraziłam zapatrywanie, że może jednak już czas bym zaczęła odzyskiwać schemat snu właściwy dorosłym ludziom i się możemy trochę powymieniać z tym spaniem z Maluniem. Wyobraźcie sobie, że zgodził się bez najmniejszego problemu! Ma również za sobą cały dzień spędzony z Chłopcem pod moją nieobecność i nieobecność niani. Myślałam, że jak wrócę napotkam gradową chmurę, a gdy tylko otworzę drzwi dziecko wyląduje w mych ramionach, ale Myszkin był uśmiechnięty od ucha do ucha, Chłopiec cały i nawet nie schowany w szafie tylko normalnie, na tatusinych rękach.
Tymczasem choroba minęła, mąż mój wyjechał i znowu zostałam sama z dziateczkami. Pomyślałam sobie, że w tym ciężkim czasie warto byłoby jakoś osłodzić sobie życie i jednak dokonać zakupu przecudnych "motocyklowych" botków, o których marzę bez wytchnienia już przez cały miesiąc. Nie miałam w styczniu funduszów, teraz też wiem, że zdecydowanie nie powinnam ich kupować i gniew męża mnie nie ominie, ale gniew męża nastąpi i się skończy, a niespełnione marzenie będzie się za mną ciągnąć do końca życia i sączyć gorycz w mój umysł. Przecież na coś takiego nie mogę sobie pozwolić, żeby niekupione buty zrujnowały mi psychikę jak mam dwoje malutkich dzieci pod opieką! Poza tym, po zakończeniu karmienia mój organizm doszedł najwyraźniej do przekonania, że piersi nie będą mi już potrzebne do niczego i je zlikwidował kompletnie. Skoro zatem nie posiadam biustu sprawię sobie chociaż buty.
Cholera, słabe jest to, że zarabiam o 1/4 mniej, bardzo słabe. Tak naprawdę musimy skrzętnie liczyć każden grosz, kryzys zewsząd nas atakuje i to nie są żarty, bo jestem najlepszym przykładem na to, że kryzys istnieje skoro obcięto mi wynagrodzenie. Więc tylko te botki i już nic, nigdy, do końca życia. Przyrzekam!!!

4 komentarze:

  1. To teraz kuj żelazo póki gorąco i nie odpuszczaj mężowi :) Może dlatego chętniej się zajmuje Małym, bo nie jest już taki kruchy jak na początku? Od 4-5tego miesiąca dzieci się robią już takie fajne komunikatywne, to już takie małe Ludziki a nie jak na początku kruche laleczki.
    Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. jasne ;) skąd ja to znam...?;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no to fajnie, że Myszkin tak się spisał, jak nie chcesz gniewu za te botki to wiesz na co teraz jest dobry czas? he he, na te zaniedbane rzeczy :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakładam że skrzyżowałaś paluszki pisząc PRZYRZEKAM ;)))

    OdpowiedzUsuń