wtorek, 19 czerwca 2012

Nadziei jednak brak :(

Wysłanie Mamie do wiadomości uroczego paszkwila od pana JR, niestety absolutnie niczego nie zmieniło. Nie doczekałam się ani odpowiedzi ani choćby jakiegokolwiek słowa komentarza z jej strony. Całkowita olewka. Sądziłam, że się obraziła, bo przez 4 dni się do mnie nie odzywała, ale zadzwoniła wczoraj zapytać jak się czuje Mysia i ja i że mam podpisać jakieś kwity. Podejrzewam, że tak naprawdę bardziej chodziło o podpisanie tych kwitów, a nie o dowiedzenie się jak nasze samopoczucie.

Mój brat był u Mamy w weekend i mówił mi później, że wrażenie miał takie, jakby tego roku, odwołanego ślubu i całej tej afery w ogóle nie było! Wszystko tak samo jak przed. Czekamy zatem kiedy tym razem dotrze do nas info o ślubku. Tym razem jednak nie będę miała żadnych dylematów czy się nań wybrać czy nie (o ile w ogóle powstanie pomysł żeby mnie zaprosić :). Rok temu moja Mama głosiła wszem i wobec, że JR to największy psychopata i socjopata jakiego zdarzyło się jej spotkać na swej drodze. W związku z tym, w ramach unikania spotkań z psychopatami decyzja o całkowitym unikaniu spotkań z nim chyba jest uzasadniona, jak sądzicie??
Podjęliśmy z bratem decyzję by skontaktować się z naszą ciotką - przyjaciółką Mamy - i zasugerować jej by jakoś postarała się do niej przemówić.  Ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Skoro mail nie pomógł to co ciotka pomoże, zwłaszcza, iż podejrzewam, że podobnie jak wszyscy bliscy, już po milionkroć przedstawiała swój punkt widzenia w tej sprawie i nakłaniała Mamę do opamiętania się. Nie będę jej truła tyłka tą sprawą, zresztą sama mam serdecznie dość. Mam swoje sprawy, nie mam zamiaru wiecznie roztrząsać popieprzonych poczynań mojej matki. Postanowiłam trzymać się od tego wszystkiego z daleka.

Obawiam się trochę co będzie jak urodzi się nasz Ludzik. Już słyszę jak przejęta mamusia dzwoni do mnie do szpitala i oznajmia "jedziemy was odwiedzić!", a na pytanie "ale kto jedzie?" odpowiada: "no ja i JR"... Dam sobie rękę uciąć, że będzie go (jak zwykle) ładować w uczestnictwo w naszych rodzinnych, intymnych chwilach i nawet tak ważnych wydarzeniach. W życiu się nie zgodzę, żeby przywlekała tego kutafona do mojego synka!!!
Nie ukrywam, że liczyłam na niewielką pomoc ze strony Mamy, polegającą na tym, że od czasu do czasu np. zabierze Mysię na spacer, zajmie się trochę Małym tak, bym jak mogła iść z Mysią na plac zabaw albo ogarnie coś w domu, nie wiem - powiesi pranie, zrobi jakiś obiad.... Te oczekiwania są już jednak nieaktualne bo przecież ona będzie musiała pilnować i obsługiwać swego kochasia.

Co za gówno!

2 komentarze:

  1. Ale beznadzieja... No coz... probowalas, skoro nic nie dotarlo, to trudno, nic nie poradzisz. Teraz mysl o sobie i swojej rodzinie, szczegolnie o Ludziku, bo przeciez juz niedlugo bedzie z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężka sprawa, liczyłam na to że akcja z mailem się powiedzie, a tu klops.. Gość mi pachnie Kalibabką, może jeszcze się uda go jakoś spławić?

    OdpowiedzUsuń