wtorek, 26 czerwca 2012

Źle mi się zrobiło....

Jest mi źle... Po prostu mam dość. Czuję się niekochana, opuszczona przez wszystkich, niezrozumiana i lekceważona. Niefajnie mi z tym, że znowu popadłam w konflikt z mamą. Widziałam się z nią jeszcze dzisiaj i nakrzyczałam na nią w sprawie organizacji opieki nad Mysią na czas mojego pobytu w szpitalu. Wyszło to dość głupio, bo ona wpadła dać nam jakieś klucze i chciała mnie pocałować na pożegnanie. Te pocałunki z nią zawsze wydają mi się jakieś takie sztuczne, nie dzieje się to swobodnie, nie jestem przyzwyczajona. Całe życie NIGDY mnie nie całowała, no może poza okresem bardzo wczesnego dzieciństwa. Zmieniło się to jakoś po śmierci ojca, ale nigdy nie czułam się z tym naturalnie. No a teraz, jak źle się między nami układa, to tym bardziej taki rodzaj "czułości" wydał mi się nie na miejscu, dlatego się nie odwdzięczyłam, tylko stałam jak słup. Mama zapytała co się dzieje, a ja wtedy zaczęłam drążyć na czym jej zdaniem polega problem w tym, że Mysia pojedzie do drugiej babci na czas mojego porodu. Mama zaczęła się wycofywać, sprawiała wrażenie jakby się mnie bała i chciała jak najszybciej zakończyć ten temat co mnie tylko jeszcze bardziej rozsierdziło. Nienawidzę takiego postępowania, że coś się głupio chlapnie, a później udaje, że nic się nie stało. Powtarzała w kółko, że zakładała, iż Mysia będzie u niej i nie przyszło jej do głowy, że możemy mieć inne plany, dlatego była zaskoczona. No właśnie - nie przyszło jej do głowy, nie zainteresowała się, nie zapytała nas o to jakie mamy plany. Nie uznała również za stosowne zwierzyć się nam z tego jak długo ten jej dziad będzie tutaj przesiadywać i jak widzi kwestię swojej pracy w tym czasie. Ja w ogóle o to wszystko nie pytałam bo od razu doszłam do wniosku, że w tej sytuacji, jak już go tu sprowadziła na chwilę przed moim porodem, nie mam co liczyć na pomoc z jej strony i zaczęłam myśleć o alternatywnym rozwiązaniu. Powiedziałam jej, że przez cały czas w ogóle się tym wszystkim nie interesowała, a teraz ma pretensje i wyjeżdża z jakimiś dziwacznymi komentarzami. Powiedziałam, że sama onegdaj mówiła, iż ten jej typek to najgorszy psychopata z jakim w życiu miała do czynienia, a ja nie zamierzam oddawać mojego dziecka w towarzystwo psychola, na co ona wtrąciła, że jr w poniedziałek wyjeżdża z powrotem do Warszawy i Mysia przecież byłaby pod jej opieką. Ja coś tam jeszcze gadałam, ale byłam tak wściekła, że nie pamiętam co. Ona wyszła, jak stwierdził Myszkin, jak zbity pies.

Niedobrze się z tym czuję, ale w głębi duszy wiem, że racja jest po mojej stronie. Być może za bardzo poniosły mnie emocje. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem bardzo negatywnie nakręcona wobec mojej mamy od czasu gdy radośnie mnie poinformowała, że zaprosiła tu jr na wakacje. Ale, do cholery, zamiast udawać, że nic się nie dzieje, mogła po prostu wykazać minimum troski, nie unikać tematu, normalnie powiedzieć, że jr będzie tu do tego i tego dnia, zapytać jak chcemy zorganizować opiekę nad Mysią i czy może nam w czymś pomóc. Wiem, że z pewnością wiele osób może stwierdzić, iż to ja powinnam wykazać inicjatywę i zwrócić się z prośbą o pomoc, ale jak wspominałam, nie mogłam tego uczynić dowiedziawszy się o come backu jr.

Mój mąż też zachowuje się dziwnie.... On, dotychczas kompletny i skrajny domator, którego nigdy nie mogłam wykopać z domu na jakieś zabawy, nagle, gdy praktycznie w każdej chwili mogę zacząć rodzić, zaczyna wpadać na zajebiste pomysły typu, że on na 23 pojedzie na jakiś koncert czy do miasta. Może to kryzys wieku średniego? Do tej pory zawsze twierdził, że nie lubi beze mnie wychodzić bo dla niego to żadna zabawa i że fajnie czuje się tylko jak jestem obok. Nawet mnie wkurzało, że tak się trzyma mojej przysłowiowej spódnicy. A teraz proszę jak się chłopak rozkręca. Ja na ostatnich nogach (kto wymyślił to straszne określenie???), a jemu się zachciewa koncertów i rozrywek. Zajebiście!

Dlaczego nie ma mojego Taty, hę?

3 komentarze:

  1. a moze twoj maz ma romans? obserwuj go i nie pozwul tak sobie ni stad ni z owad wychodzic bo zle sie to skonczyc moze, najlepiej pogadaj z nim mysle...

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój mąż nie ma romansu. Nawet nie przyszłoby mi do głowy podejrzewać go o coś takiego. Chyba po prostu chce skorzystać z ostatnich chwil "luzu" przed wielką zmianą.

    OdpowiedzUsuń
  3. w takim razie pewnie masz racje :)
    trzymam kciuki za pomyslny porod.

    OdpowiedzUsuń