wtorek, 10 kwietnia 2012

Depresja ciążowa?

Każdy słyszał o depresji poporodowej, ale podejrzewam, że istnieje również depresja ciążowa, która chyba (w stopniu lekkim) stała się moim udziałem. Nie mogę przecież wszystkiego tłumaczyć hormonami :) Prawda jednak jest taka, że (jak już wielokrotnie wspominałam) źle znoszę tę ciążę. Przede wszystkim towarzyszy mi permanentny wkurw. Z równowagi wyprowadzają mnie nawet zupełne błahostki. W ciągu sekundy wpadam w potworny gniew. Ciągle czuję się zmęczona i zniechęcona, święta były dla mnie koszmarem. Wyżywam się na Myszkinie bardzo często, zarzucam mu niestworzone historie, przypisuję najniższe motywacje, pielęgnuję w sobie poczucie krzywdy. Cholera, już sama ze sobą nie mogę wytrzymać... Oczywiście, że miałam powody do stresu - najpierw wątpliwości podsycane bezpodstawnie przez moją byłą lekarkę, szpital, później informacja o zagrożeniu z powodu łożyska, niepewność co z pracą itd. Ale teraz nie mam powodów do nerwów, a mimo to jakoś nie czuję się dużo lepiej.

Najgorsze jednak jest to, że nie cieszę się na przyjście na świat Ludzika. Zdaję sobie sprawę z tego, że to głupie, okropne, niedojrzałe i beznadziejne, ale odkąd wiem, że czekamy na chłopca staram się nie myśleć o tym, że już niedługo będzie z nami. Przeraża mnie wizja naszej nowej, czteroosobowej rodziny, w której pojawi się synek. Nie chce mi się przygotowywać wyprawki, kompletować sprzętów, ustawiać łóżeczka, przewijaka i innych gadżetów. Martwię się o Mysię, jak ona to wszystko zniesie, jak sobie poradzimy. Nie wyobrażam sobie siebie ponownie spacerującej z wózeczkiem, karmiącej piersią itd.
Oglądałam ostatnio w necie jakieś sesje rodzinne "z brzuszkiem" - zakochane pary patrzące sobie w oczy, obejmujące ciążowe brzuchy, małe dzidziusie itd. Dlaczego ja w ogóle nie czuję tego klimatu, hę???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz