poniedziałek, 16 kwietnia 2012

W kwestii pierwszeństwa ciężarnych

Ciąża to nie choroba, ale mniej więcej począwszy od 6 miesiąca zaczyna być ciężarnej coraz ciężej. Czasem też ciąża potrafi być zagrożona, a mimo to niekiedy trzeba jednak wyjść do osiedlowego sklepu/apteki/lekarza.

W naszym pobliskim sklepiku jak dotąd raz jeden zdarzyło się by ktokolwiek zwrócił uwagę na to, że "jest nas dwóch - ja i mój brzuch". Mysia też była z nami :) W kolejce stały 3 osoby - dwie kobiety i jeden młody mężczyzna. Nieudolna kasjerka obsługiwała ludzi całą wieczność. Wejście do sklepu jest zaraz obok kasy więc gdy się tam pojawiłam grzecznie mówiąc "dzień dobry", wszyscy mnie i mój brzuch na pewno zauważyli. Posłusznie stanęłam w kolejce za tym młodym chłopakiem. Co ciekawe, żadna z obecnych w sklepie kobiet nie zainteresowała się tym, czy może potrzebuję być obsłużona poza kolejnością (kupowałam tylko soczek w kartoniku, więc dość szybko załatwiłabym temat). To chłopak zaproponował bym stanęła przed nim, ale nie chciałam już robić zamieszania. W międzyczasie do sklepu wpadł jeszcze jeden mężczyzna i jak tylko mnie zobaczył zapytał dlaczego nikt mnie nie przepuścił. Powiedziałam, że pan stojący przede mną proponował, ale nie skorzystałam nie chcąc robić kłopotu. Faceci jednak doszli do wspólnego wniosku, że to niegodne by ciężarna sterczała w kolejce i chłopak nalegał bym jednak stanęła przed nim, na co ostatecznie przystałam. Jedna z kobiet zdążyła już zrealizować swoje zakupy, a druga właśnie podeszła do kasy. Nie wzięła przykładu z mężczyzn, którzy mnie przepuścili. Podobnie kasjerka udawała, że nie było rozmowy na temat pierwszeństwa ciężarnych. To tak w kwestii kobiecej solidarności, czy coś....

Nie żebym byłą jakoś szczególnie oburzona, tych kilka minut mnie przecież nie zbawi, ale... jakoś tak dziwnie gdy baba z wielkim brzuchem i jeszcze z małym, zniecierpliwionym dzieckiem stoi na końcu kolejki, a patrzące na to kobiety nijak nie reagują. Natomiast natychmiastowa reakcja facetów miło mnie zaskoczyła.

Ostatnio byliśmy w Ikea. Po przejściu całego sklepu, wybraniu sprawunków i dotarciu do kas strasznie zachciało mi się siku, więc z automatu zainteresowałam się tym czy w sklepie jest kasa pierwszeństwa. Oczywiście była. Podeszliśmy tam, lecz w kolejce stało bardzo dużo ludzi. Trochę mi mina zrzedła i powiedziałam Myszkinowi żeby w tej sytuacji może on stanął w kolejce, a ja pójdę do toalety i że w sumie skorzystanie z pierwszeństwa może zostać nienajlepiej odebrane, skoro dałam radę przejść cały sklep, a teraz domagam się przywileju. Zaraz jednak wyhaczyła nas pani z obsługi i poinformowała współkolejkowiczów, że uwaga! jest tu pani z pierwszeństwem i proszę ją przepuścić. Przez kolejkę przebiegł szmer niezadowolenia. Jedna z kobiet zgłosiła się zaraz, że ona też jest w ciąży, więc zaproponowałam, że stanę za nią. Nie miała widocznego brzucha więc jak zobaczyła mój zreflektowała się i powiedziała "no chyba, że jest pani ciężko". Było, ale pal sześć. Zostawiłam męża za ciężarną bez brzucha i usiadłam na ławce za kasami. Mówił, że słyszał w kolejce kilka komentarzy typu "siłę na zakupy to ma, ale postać w kolejce już niekoniecznie". No i niby racja, ale właściwie dlaczego mam rezygnować z koniecznych zakupów?? Mężowi nie mogę powierzyć wszystkich sprawunków, a w związku z tym, że jest kasa z pierwszeństwem, to mając "uprawnienie" do skorzystania z niej nie powinnam się stresować co ludzie nie mający pierwszeństwa sobie pomyślą, skoro mogą stanąć przy innych kasach, prawda? Czy to, że jestem w ciąży i mam wielki brzuch powinno automatycznie oznaczać, że zamiast korzystać z przewidzianych m.in. dla mnie udogodnień, w obawie przed niezadowoleniem innych mam siedzieć do porodu w domu i już nigdzie się nie szlajać? Wydaje mi się, że jednak nie.

Konkluzja jest taka, że w społeczeństwie niestety nie obserwuję jakiejś wielkiej empatii wobec ciężarnych. Trochę łza się w oku kręci jak przypomnę sobie tabliczki wiszące jeszcze w latach osiemdziesiątych w niemal każdym sklepie czy urzędzie: "kobiety ciężarne i z dzieckiem na ręku obsługiwane są poza kolejnością." Nie domagam się przywilejów na siłę, ale każda kobieta, która była w ciąży wie, że pod koniec naprawdę bywa ciężko. Zdaję sobie sprawę, że innym też może nie być łatwo chociaż w ciąży nie są. Mogą być chorzy, słabi, źle się czuć, ale tego na pierwszy rzut oka przecież nie widać, a mój wielki brzuch i owszem. Chętnie przepuszczę staruszków, jak ktoś powie, że czuje się słabo to też to zrozumiem. Byłoby fajnie gdybym również mogła liczyć na podstawową przecież, ludzką życzliwość, a nie złośliwe komentarze w kolejce z pierwszeństwem.

3 komentarze:

  1. Niestety muszę się z Tobą zgodzić. Kasy pierwszeństwa w większości to mit: ludzie pchają się tam w nadzieji na mniejszą kolejkę i ani im w głowach wpuszczenie osoby uprzywilejowanej. Jako ciężarna z póki co mało widocznym brzuchem nawet się tam nie pcham. W autobusach nie liczę na miejsce siedzące. Bo czy skorzystanie z przywileju na pewno jest warte tylu złośliwych komentarzy, uwag i zszarpanych nerwów? Czasem chciałabym mieć tyle odwagi/ siły żeby ubiegać się o swoje.
    Nie łudzę się że w ostatnich m-ch ciąży sytuacja się zmieni. Nie w Polsce.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak mowisz, ciaza to nie choroba, Szwedzi dodaja, to oznaka zdrowia i tutaj nikt nigdzie Cie nie przepusci z powodu wielkiego brzucha. (Ale wiekszosc usmiechnie sie milo) Pozdrawiam i zycze wytrwalosc w staniu w kolejkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam to samo w ciąży.z racji płci kobieta kobietę powinna zrozumieć,ale...kobieta kobiecie wilkiem.prędzej ci facet ustąpi miejsca niż babka na obcasach z mini-torebeczką.i z obserwacji własnych z wózkiem w tle-o dziwo babka ci prędzej pomoże wtachać do mpk'u czterokołowiec niż muskularny facet.

    OdpowiedzUsuń